Forum Witamy na forum Twojej telenoweli! Strona Główna
Zdarzenie (El Incidente)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Witamy na forum Twojej telenoweli! Strona Główna -> El Incidente - Zdarzenie
Autor Wiadomość
Renzo
Administrator
Administrator



Dołączył: 30 Wrz 2007
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon Mar 10, 2008 1:16 am    Temat postu: Zdarzenie (El Incidente)    

Odcinek 1

Kiedy świat zacieśnia się do rozmiaru pułapki, śmierć zdaje się być jedynym ratunkiem, ostatnią kartą, na którą stawia się własne życie...
- Paulo Coelho


Wczesny ranek; słońce powoli wznosiło się ku niebu, zsyłając swe lekkie promienie na każdy centymetr jezdni, którą jechała ona, Vanessa. Kobieta, około 30 lat, brunetka. Tak na pierwszy rzut oka można było ją opisać. Zawsze tryskało od niej dobrym humorem i radością z życia, lecz przeżycia z ostatniego tygodnia zmieniły Vanessę całkowicie w inną osobę...

Jadąc samotnie nocą leśną drogą, martwy i chłodny wzrok Vanessy śledził uważnie szumiące drzewa, otaczające jezdnię z każdej strony. Słuchając radia, pojawiły się zakłócenia z częstotliwością. Dziewczyna nie tracąc wzroku z szosy, pochyliła się ku odbiornikowi, próbując pozbyć się zakłóceń. Nagle cały pojazd oświetliło ostre jasne światło. Vanessa chwyciła szybko za kierownicę, wciskając jednocześnie pedał hamulca. Samochód dziewczyny uderzył mocno w stojący na przeciw wóz i zamaszyście obrócił się kilkakrotnie aż w końcu zatrzymał się. Głowa Vanessy swobodnie opadła na kierownicę...

- Wszystko może spotkać każdego, wszędzie i o każdej porze... - powiedział swobodnie Jorge, siedząc na przeciw Vanessy w jednej z kolumbijskich kawiarni. - Czasami mam ochotę wszystko rozwalić...
- Według ciebie, słabi nigdy nie dostaną tego czego chcą? - spytała.
- Słabi zawsze pozostaną słabymi. Czasem spotykasz się z silną osobowością, ale musisz wiedzieć, że to tylko gra pozorów. Wszyscy udają twardzieli, a w środku są miękcy niczym gąbki.
- Zawsze mówisz tak na pierwszej randce? - spytała z uśmiechem Vanessa. - Czy według ciebie wygladam na człowieka słabego?
- Przepraszam. - Jorge speszył się, patrząc w pełne oczy Vanessy. - Czasami mnie ponosi...
Zapanowała cisza. Oboje patrzeli na siebie wzajemnie czekając na reakcję drugiego. W końcu jednak milczenie przerwała Vanessa:
- Jedziemy? - spytała, oczekując odpowiedzi mężczyzny.

Piękny słoneczny dzień przerodził się w zachmurzony i deszczowy. Jorge i Vanessa zajechali pod drewniany górski domek należący niegdyś do ojca mężczyzny.
- Pięknie tu!
- Co roku przyjeżdżaliśmy tu z ojcem na polowania. - wyjaśnił Jorge. - Nie znoszę ulewy!
Vanessa wspólnie z Jorge wysiadła z samochodu i wspólnie z nim zaczęła biegać dookoła samochodu, ciesząc się niczym mała dziewczynka.
- Uwielbiam deszcz!- zawołała Vanessa, opierając się o drzwi samochodu Jorge i wystawiając ręce wysoko ku zachmurzonemu niebu.
Jorge uśmiechnął się i podszedł do dziewczyny, obejmując ją mocno w pasie i przyciągnął do siebie. Oboje zaczęli się namiętnie całować.
Ich serca pulsowały na przemian z drugim. Vanessa wiedziała, że Jorge jest tym, na którego czekała całe życie i któremu może się oddać. Oboje przemoczeni do suchej nitki i nie przerywając pocałunków weszli do drewnianej chatki, w której spędzić mieli najbliższe dni i skierowali się ku sypialni. Kobieta czując narastające w sobie pożądanie, rzuciła ukochanego na sofę i przy jego pomocy zaczęła zdejmować z siebie przemoczone ubranie. Owe pożądanie opanowało również Jorge, który przewrócił Vanessę na drugi bok i zdarł z siebie koszulkę. Po chwili oboje zatopili się w wzajemnych pocałunkach i oddali się sobie na wzajem...


Grzmot pioruna obudził nieprzytomną Vanessę, która opadła na kierownicę. Dziewczyna była nieco zamroczona po wypadku, nie bardzo orientowała się w sytuacji... Przez krótką chwilę wpatrywała się w boczne lusterko, które odzwierciedlało jej bladą twarz, na której w okolicach grzywki pojawił się lekki siniak.
Górska szosa, Jorge, unoszący się dym z bagażnika... zamroczenie znikało. Nagle głowę Vanessy przeszył silny ból. - No tak, siniak daje o sobie znać.
- Do najbliższej stacji benzynowej jest jakieś 1,5 kilometra... - pomyślała, trzymając się jedną ręką za posiniaczoną stronę głowy. Chcąc uniknąć opuchlizny, Vanessa chwyciła za kluczyk w stacyjce i próbowała odpalić na nowo silnik - niestety, nieskutecznie. Kolejny raz - kolejna porażka.
- Do licha! - zaklnęła głośno, po czym sięgnęła po torebkę i zaczęła szukać swojej komórki. - Jest! - westchnęła z ulgą, a następnie schowała ją do kieszeni swojego płaszcza i sięgnęła do schowka po latarkę, by móc sprawdzić, co stało na jej drodze.
Delikatnie otworzyła drzwi samochodu i wychodząc, zrobiła pierwszy chwiejny krok, czego przyczyną było silne uderzenie. Nagle uwagę Vanessy przykuło rażące światło reflektorów ze samochodu stojącego za jej samochodem.
- Cudnie... - westchnęła poraz kolejny, tym razem już jednak z obawą, czy aby kierowcy lub pasażerom nie przydarzyło się nic złego. - Halo! Wszystko w porządku? - zawołał, powoli zbliżając się do samochodu. - Nic ci się nie stało? - nikt jednak nie odpowiedział.
Będąc na odległości "na wyciągnięcie ręki" od samochodu, Vanessa zorientowała się, że w wozie nikogo nie ma. Nagle przerażona dziewczyna usłyszała głuche wołanie o pomoc. Myśląc, że ma doczynienia z wytworem swojej chorej wyobraźni, Vanessa zignorowała to, otwrzyła szerzej drzwi samochodu i poświeciła latarką na siedzenia. To co zobaczyła na przednich siedzeniach zmroziło ją: obydwa fotele ubrudzone były krwią. - Czyżbym miała do czynienia z psychopatycznym mordercą? - pomyślała przez chwilę, gdy zorientowała się, że ślady krwi z foteli ciągną się poza samochodem w stronę urwiska. Świecąc latarką po krwistych śladach, zaczęła podążąć tym szlakiem... Gdy zbliżyła się ku przepaści, dostrzegła snującą się w ciemności postać w kapeluszu.
- Hej, proszę pana! - zawołała. - Wszystko w porządku?! - mężczyzna spojrzał spod kapelusza w stronę Vanessy i zaczął uważnie się jej przyglądać. Uwagę dziewczyny zwróciła pewna dziwna rzecz, którą tajemniczy nieznajomy trzymał w ręce, a która przypominała wielki wór ziemniaków... Kierując światło latarki na zajętą rękę mężczyzny, Vanessa szybko zorientowała się, że nieznajomy nie trzyma w ręku żadego wora...
- Oż cholera! - zaklnęła, przyglądając się zbliżającemu mężczyźnie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Renzo dnia Pon Kwi 06, 2009 1:43 am, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Renzo
Administrator
Administrator



Dołączył: 30 Wrz 2007
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro Mar 19, 2008 18:59 pm    Temat postu:    

Odcinek 2

Cofając się Vanessa poślizgnęła się i upadła dłońmi na potłuczone szkło szyby pustego samochodu. Mimo swędzącego bólu podniosła się i zaczęła uciekać. Potężny mężczyzna puścił związaną kobietę i ruszył za przerażoną Vanessą, która w pośpiechu porzuciła komórkę i latarkę. Serce biło jej niczym oszalałe, a oddech z sekundy na sekundę stawał się coraz szybszy i szybszy... Odwróciwszy się, by sprawdzić jaki dystans dzieli ją od nieznajomego, Vanessa zorientowała się, że nikt jej nie goni. Oparła się więc o wilgotny konar drzewa, by złapać oddech w płucach, gdy nagle ujrzała przed sobą twarz nieznajomego z szosy.
- Błagam, nie zabijaj mnie! - wyszeptała, próbując zachować zimną krew. Tajemniczy nieznajomy przez dłuższą chwilę przyglądał się przestraszonej kobiecie. Był pod ogromny wrażeniem jej urody... Uśmiechnął się przyjaźnie, poczym chwycił ją za pokaleczone dłonie.
- Trzeba to opatrzyć.... - stwierdził, wpatrując się w jej pełne oczy. - Nazywam się Xavier. Vanessa jednak nie odpowiedziała. Nie była do końca przekonana, czy może zaufać nieznajomemu. A jeśli okaże się on niebezpiecznym mordercą?
- Nie ufasz mi? - spytał, wyrywając ją z podejrzeń. - Rozumiem... Ale w rany może wdać się zakażenie...
- Ta krew w samochodzie... - powiedziała nie pewnie Vanessa.
- Musiałem wybyć szybę. - Xavier odpowiedział natychmiast. - Dziewczyna podobnie jak ty przestraszyła się i zraniła.
- Nie wyglądało mi to na zwykłe zranienie...
- Myśl sobie co chcesz. Chciałem jej tylko pomóc...
A jeśli on mówi prawdę? Może po ostatnich przeżyciach, wyobraźnia znów płata jej figla?
- Masz wodę utlenioną? - spytała z niewinnym uśmiechem na twarzy Vanessa.
- W domku.

- Tak możesz uratować życie! - powiedział Jorge, wyprzedzając Vanessę na wiszącym mostku. - Kiedy zachowujesz się jak wariatka, nic ci nie zrobią.
- A jeśli zrobią? - spytała, zbliżając się do ukochanego.
- Zawsze się nabierają. A jeśli nie.... cofasz się i walczysz czym tylko możesz.
- Pięknie tu! - Vanessa westchnęła głęboko, podziwiając piękno rozległej w około zieleni. - Mogłabym się osiedlić na dobre...
- Można by to wykorzystać...
- Co?
- Tę dzicz... Można zastawić siłda lub wydłubać oko kijem. - wyjaśnił, kończąc całując Vanessę. - Masz przewagę, łapiąc ich z zaskoczenia...
- Pierw ty złap mnie! - dziewczyna szepnęła na ucho ukochanemu, poczym zerwała się do ucieczki.
- Dorwę cię! - zawołał Jorge, poczym ruszył w pościg za ukochaną.
Gonitwa kochanów trwała jakiś czas. Ostatecznie ku końcowi dobiegła na pieknej zielonej polanie. Jorge chwycił Vanessę w pasie i oboje upadli na miękką zieloną trawę.
- Byłem za szybki, co? - stwierdził zadowolony mężczyzna, patrząc prosto w oczy dziewczynie.
- Wcale, po prostu dałam się złapać... - zaprzeczyła z uśmiechem na twarzy Vanessa.
- Nie sądzę...
- Tak...
W pewnym momencie Jorge spoważniał. Ciepły wzrok zmienił się w chłodne spojrzenie. Vanessa zaniepokoiła wewnętrznie, lecz nie dała tego po sobie poznać.
- Puść mnie... - jednak Jorge nie zareagował; wciąż z uwagą przyglądał się Vanessie. - Jorge... daj mi wstać... - powtórzyła, gdy po chwili mężczyzna ustąpił.
Pomógł dziewczynie wstać i znów zaczął uważnie ją obserwować. Zdziwiło to ogromnie Vanessę, która zaczęła niepokoić się o Jorge.
- No co?
- Czas cię zaskoczyć... - oznajmił z powagą Jorge.
Przez głowę dziewczyny przewinęły się setki myśli. Co takiego miał na myśli Jorge? Czyżby skrywał jakąś mroczną tajemnicę?
Po chwili Jorge wyjął z kieszeni granatowe pudełeczko, a następnie wyjął jego zawartość i wręczył Vanessie.
- Och, Jorge... - wyszeptała zaskoczona, podziwiając złoty pierścionek zaręczynowy z błyszczącym kamyczkiem w środku.


Po kilku minutach Vanessa w towarzystwie Xaviera dotarła do posiadłości mężczyzny. Dom Xaviera położony był na ponurym wzgórzu, które znosiło sie na przeciw stromego wodospadu. Droga do posiadłości zarośnięta była przez rząd drzew, których liście opanowały cały ogród. Idąc w stronę domu, jeden z liści utknął we włosach Vanessy.
- Przepraszam... zapomniałem powiedzieć Marcosowi, żeby zrobił tu porządek.
- Marcos? - zdziwiła się dziewczyna. - To twój syn?
- Marcos jest moim kuzynem. Przygarnąłem go po śmierci jego rodziców. - wyjaśnił Xavier.
- Rozumiem. Nic się nie stało... - Vanessa wypuściła z poranionej dłoni pożółkły liść i wraz z Xavierem weszła do jego wielkiego domu.
Gdy oboje weszli do środka, wnętrze całego domu oświetliło matowe światło lamp. Styl mebli i ogólnego wystroju był dość poważny i groźny. Na ścianach porozwieszane były setki fotografii, to raz pięknych kobiet, to raz przystojnych mężczyzn. Liczna rodzina? Może grono przyjaciół? Gdy Xavier próbowała zabrać od Vanessy płaszcz, ta odmówiła.
- Nie będę zabierać ci czasu. Przemyję rany i wracam do wozu. - wyjaśniła.
- Nie wypuszczę cię teraz... - oznajmił z powagą i całkowitą pewnością w głosie Xavier.
- Jakto?! - Vanessa poczuła niepokój. Czy dobrze zrobiła idąc z obcym do jego domu?
- Sama zobacz jaka jest teraz pogoda... - Xavier wskazał na okno, za którym panowała silna wichura.
- Może masz rację, ale nie chciałabym robić ci niepotrzebnych kłopotów...
- W dalszym ciągu mi nie ufasz, Vanesso. - wtrącił.
- Nie o to chodzi, Xavier. Ja naprawdę nie chcę stwarzać żanych problemów...
- Ależ to żaden problem... Marcos! - zawołał mężczyzna, gdy po chwili za Vanessą pojawił się młody blond włosy chłopak, ubrany w czarną bluzę z kapturem.
- Widzę Xavier, że przyprowadziłeś na gościa! - zaczął donośnym tonem chłopak.
- Tak, to Vanessa. Zostanie u nas na noc! - odpowiedział Xavier.
Na twarzy Marcosa pojawił się tajemniczy uśmieszek, który wcale nie podobał się Vanessie. Od tej chwili gorzko żałowała, że przystała na propozycję Xaviera.
- Bardzo mi miło! - odpowiedział Marcos. - Nazywam się Marcos, jestem kuzynem pana domu.
- Vanessa. - odpowiedziała bezbarwnie dziewczyna. - Czy mogłabym prosić o apteczkę?
- Już przynoszę! - zadeklarował szybko blondyn i zniknął równie szybko, jak szybko się pojawił.
- Czy coś się stało, Vanesso? - spytał Xavier, widząc malujący się na twarzy niepokój.
- Wszystko w porządku.
- Napewno?
- Tak, dlaczego pytasz?
- Wyglądasz na wystraszoną.
- Wydaje ci się... - Vanessa speszyła się.
- Zapewniam cię, że nie masz się czego obawiać! Ani ja, ani Marcos nie zrobimy ci krzywdy. - oznajmił mężczyzna. Z ukrycia rozmowie pary przysłuchiwał się Marcos, trzymający w ręku apteczkę z podstawowym wyposażeniem. Im bardziej Xavier zapewniał Vanessę o całkowitym bezpieczeństwie, tym większy stawał się uśmiech na twarzy Marcosa. Gdy dyskusja ucichła, chłopak wyszedł z ukrycia.
- Pozwól, że się tym zajmę... - powiedział, Marcos. Xavierowi jednak się to nie spodobało. Widząc, jak kuzyn męczy się ze znalezieniem flakonu z wodą utlenioną, trącił chłopaka.
- Ja się tym zajmę! - oznajmił zdenerwowany Xavier. - Idź lepiej przygotuj pokój dla naszego gościa.
- Z miłą chęcią! - odpowiedział Marcos, a następnie udał się na piętro.
- Jeszcze raz przepraszam za niego...
- Nic się nie stało. - odpowiedziała zaskoczona Vanessa. W końcu Marcos chciał tylko pomóc...
Xavier wziął do ręki zabrudzoną skaleczoną dłoń Vanessy i zaczął delikatnie ją przemywać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Renzo dnia Czw Mar 20, 2008 1:30 am, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Renzo
Administrator
Administrator



Dołączył: 30 Wrz 2007
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie Mar 23, 2008 2:24 am    Temat postu:    

Odcinek 3

Xavier wziął do ręki zabrudzoną skaleczoną dłoń Vanessy i zaczął delikatnie ją przemywać. Dziewczyna przez dłuższą chwilę zastanawiała się, czy podjąć rozmowę na temat mieszkańców posiadłości. W końcu jednak podjęła decyzję...
- Długo już tu mieszkacie?
- Kilka lat... - odpowiedział Xavier, nie przerywając opatrywania rany.
- Nie macie żadnej rodziny?
- Nie.
- Przepraszam... - Vanessa speszyła się. Zaczęła zastanawiać się, po co zadała te pytania. By lepiej poznać mężczyznę? A może w porę uciec...
- Za co? Przecież to nie twoja wina... - dodał mężczyzna, gdy po chwili spoważniał.
- Coś się stało, Xavier?
- Twoje oczy... - chwycił dziewczynę za podbródek i uważnie przyglądał się pełnym oczom Vanessy.
- .... - dziwne zachowanie Xaviera zaczęło przerażać dziewczynę. Nie chcąc jednak okazać słabości, starała się zapanować nad emocjami.
- Pokój jest już gotowy! - przerwał Marcos, który zaatakowany został natychmiast zabójczym spojrzeniem kuzyna.
- Zaprowadzę cię... - zadeklarował Xavier.
- Dziękuję, ale wystarczy jak Marcos mnie odprowadzi...
- Oczywiście... - zmieszał się i odprowadził wzrokiem dziewczynę po schodach.
- Jak ręka? - spytał Marcos, chcąc rozpocząć jakoś rozmowę z nową lokatorką.
- W porządku, już tak nie boli.
- Tu jest twoja sypialnia. - otworzył szeroko drzwi i wskazał na wnętrze pokoju. - Tam masz łazienkę...
- Śliczny pokój...
- Gdybyś czegoś potrzebowała, wystarczy zawołać... - dodał, puszczając Vanessie oczko, po czym zaczął zamykać drzwi.
- Marcos...
- Tak?
- ... dobranoc. - uśmiechnęła się niewinnie, patrząc jak Marcos zamykał drzwi jej sypialni.
Vanessa przysiadła na miękkim łóżku i zaczęła uważnie przyglądać się wystrojowi pokoju. Ściany wytapetowane były na czerwono, meble podobne były do tych z reszty domu. Zmęczona przeżyciami z ciężkiej nocy położyła się; wspomnienia wróciły...

Jasne promienie padały na chatkę Jorge, przed który stał wraz z Vanessą. Na przeciw dziewczyny przyczepiona do starych drzwi tarcza. Trzymając pewnie broń w ręce zmierzyła wzrokiem tarczę i oddała kilka strzałów. Kilka dobrych, kilka kiepskich.
- Myślałem, że jesteś bardziej pojętna... - Jorge skarcił żonę.
- Nie potrafię strzelać tak dobrze jak mój mężulek. - odpowiedziała, chwytając Jorge za rękę.
- Właśnie przez takie myślenie coś ci się stanie! - przestrzegł mężczyzna. - Podrywasz broń do góry, dlatego nie trafiasz.
- Późno już... Mieliśmy zjeść kolację z Bruno i Pauliną.
- Zobaczymy... - Jorge załadował magazynek pistoletu i wyciągnął ręce z bronią, oddając kilka strzałów w stronę tarczy. Wszystkie celne.


- Jorge... - wyszeptała cicho Vanessa, uraniając kilka łez. "Koniec. Koniec z płaczem. Teraz stała się nową osobą. Dawna Vanessa umarła..." - pomyślała i udała się do łazienki, by zmyć brud, który został po jej uczeczce przed Xavierem.

W salonie Xavier czekał na przyjście Marcosa, który prosto od Vanessy wrócił do pracowni. Po pewnym czasie młody chłopak przemknął przez pomieszczenie.
- Marcos... - zwrócił się do kuzyna Xavier. - Musimy porozmawiać.
- Domyślam się, że o niej?
- Domyślny jesteś...
- Wiem. Wybacz, ale porozmawiamy jak wrócę.. - odparł lekceważąco Marcos.
- Wybierasz się gdzieś? - zdziwił się Xavier.
- Idę po to, co zgubiłeś...
- Ta dziewczyna z pewnością zginęła w lesie...
- Skąd taka pewność? Zapomniałeś o naszej misji?! - zapytał z wyrzutem młodzieniec.
- Oczywiście, że nie, ale...
- Posłuchaj kuzynku, jeśli ta szmata przeżyła i zawiadomi gliny o tym co zrobiłeś...
- Uspokój się, Marcos! - uniósł się starszy, gwałtownie odwracając się w stronę kuzyna. - Jestem pewien, że tą dziewczyną zajęły się już wilki...
- Nakarmisz starucha, czy ja mam to zrobić jak wrócę? - spytał Marcos, chcąc przerwać dyskusję z kuzynem.
- On jeszcze żyje? Ty to zrób... Nie mam dziś ochoty na jego wykłady...
- Niech ci będzie... - westchnął Marcos i udał się w stronę frontowych drzwi.
- Nie wracaj za późno... - rzucił Xavier, poczym udał się do swojej sypialni.

Tymczasem ranna Rosario biegła ile sił przed siebie. Oprócz egipskich ciemności ucieczkę kobiecie dodatkowo utrudniały rany, jakich doznała po konfrontacji z Xavierem. Ból stawał się coraz bardziej nie do zniesienia, co wymusiło na Rosario krótki postój. Jej oddech z każdą sekundą stawał się coraz bardziej głębszy. Prawdopodobnie morderca zajął się dziewczyną, którą namieszała w jego planach, niespodziewanie uderzając w jej samochód. Czas uciekał. Być może jest jeszcze szansa na ratunek dla tej, która uratowała Rosario? Nie ma co czekać na cud! Mając już zerwać się do dalszej ucieczki, Roasrio poczuła nagle silne uderzenie.
- Wszystko w porządku? - spytał przejęty młody blondyn... zdejmując z głowy czarny kaptur swojej bluzy.
- Błagam, pomóż mi... - wystękała wycieńczona kobieta, poczym straciła przytomność.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Renzo dnia Sob Mar 29, 2008 19:27 pm, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Renzo
Administrator
Administrator



Dołączył: 30 Wrz 2007
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie Kwi 06, 2008 2:40 am    Temat postu:    

Odcinek 4

Ciemność. To pierwsze co ujrzała Rosario zaraz po przebudzeniu. Łańcuch. Myśl o wolności prysła niczym mydlana bańka. Wszystko zaczęło z powrotem układać się w całość. Więc napotkany w lesie chłopak nie udzielił jej pomocy, o którą prosiła.
- Na pomoc... - wyszeptała załamanym głosem Rosario, w nadziei, że los ją oszczędzi.
- Przyniosłaś mi jedzenie? - zapytał starszy mężczyzna siedzący w ciemnym kącie na przeciw słupa do którego przytwierdzona została Rosario.
- Kto tu jest?! Błagam pomóż mi!
- Podejrzewam, że nie przyniosłaś jedzenia... To nic, któryś z chłopaków powinien zaraz tu zejść.
- Musimy się stąd wydostać!
- Masz cukierki? - spytał mężczyzna, totalnie ignorując obawy dziewczyny.
- Grozi nam śmiertelne niebezpieczeństwo, a pan myśli teraz o cukierkach?
- Uwielbiam cukierki...
Podczas, gdy don Sergio zamęczał Rosario swoimi chorymi opowiastkami, ona sama próbowała pozbyć się łańcuch, który łączył ją z drewnianym palem.
- Oh, zamknij się w końcu! - zawołała zdenerwowana Rosario, która nie mogła dłużej znieść bełkotu staruszka.
- Jesteś bardzo nie miło... - rzucił z wyrzutem. - Ale mimo to pomogę ci...
- Pomoże mi pan siedząc cicho!
Po chwili całe pomieszczenie opanowało jasne silnie rażące światło. Rosario zakryła oczy swoimi brudnymi i poranionymi rękoma, a stary Sergio cieszył się niczym małe dziecko.
- Przymknij się! - krzyknęła Rosario, której oczy powoli przyzwyczajały się do światła.
- Idzie tu! - oznajmił nagle staruszek, przerywając okrzyki radości. Im bliżej piwniczki, tym wyraźniej usłyszeć się dało zbliżające się kroki.
- Kto taki?! - don Sergio jednak nie odpowiedział. Zamknął oczy i pochylił głowę, by wyglądało tak, że śpi. Rosario natomiast cofnęła się od drewnianej beli tak, jak tylko było to możliwe.
Starymi drewnianymi schodami schodził młody chłopak, którego twarz skrywała czarna bluza z kapturem. Jego skórzane glany z każdym krokiem wydawały charakterystyczny odgłos. Niosąc w rękach tacę z dwiema miskami zatrzymał się na chwilę przy Rosario i z uwagą zaczął się jej przyglądać.
- Zabijesz mnie? - spytała niepewnie, nie odrywając wzroku od nieznajomego.
- Jesteś taka śliczna... aż żal cię zabijać. - odpowiedział spokojnie chłopak, poczym podał dziewczynie miskę z ciepłym posiłkiem.
- Zrobię co zechcesz tylko błagam, nie zabijaj mnie!
- Wszystko zależy od ciebie...
- Co takiego? - zdziwiła się.
- Smacznego.
- Co to jest?! - spytała, grzebiąc łyżką w misce, pełnej dziwnej potrawy.
- Paella. - odpowiedział, podając miskę obok fotela Sergio.
- Dlaczego mnie porwałeś?
- Zadużo pytań... - stwierdził blondyn, poczym opuścił piwniczkę.
- Nie zostawiaj mnie tu! - zawołała za nim Rosario, lecz chłopak zdążył zatrzasnąć już drzwi. - Błagam!

Vanessa podniosła się. Przerażający krzyk Rosario wybudził ją z głębokiego snu. Zaniepokojona ubrała na siebie leżącą na krześle podomkę i opuściła sypialnie, pomału kierując się ku schodom. Krzyki nieustępowały. Mając już schodzić, Vanessę zatrzymało uczucie czyjejś ręki na jej ramieniu.
- Xavier! - przestraszyła się.
- A kogo się spodziewałaś? Myślałem, że śpisz.
- Tak, ale słyszałam czyjś krzyk. Wydawało mi się, że jakaś dziewczyna wołała o pomoc.
- To z pewnością krzyki z telewizji. Marcos ma bzika na punkcie horrorów i zapewne ogląda jeden z nich.
- Być może...
- Możesz spokojnie, wrócić do swojego pokoju.
- Dobranoc. - pożegnała się, poczym skierowała się w stronę sypialni.

Tymczasem Xavier nałożył na siebie ciemny płaszcz i udał się do pracowni Marcosa. W pomieszczeniu panował ponury nastrój, który doskonale komponował się z wystrojem pokoju oraz z dobiegającą z niego mroczną muzyką.
- Na przyszłość działaj bardziej ostrożniej! - oznajmił z wyrzutem, wdzierając się do królestwa kuzyna.
- W całym domu możesz się na mnie drżeć - nie sprawia mi to żadnego probemu, choć dobrze wiesz, że nie znoszę, jak się na mnie krzyczy - ale w tym pomieszczeniu kategorycznie ci tego zabraniam... - odpowiedział spokojnie Marcos, nie przerywając szkicowania.
- Przepraszam... - zmieszał się Xavier. - ... ale czy nie dało się załatwić sprawy z tą dziewczyną bez krzyków? Obudziłeś Vanessę!
- Nakarmiłem ją i dziadka.. Spodziewałem się krzyków, ale jak słyszysz, umilkły one po paru minutach.
- Co nie zmienia faktów, że Vanessa je słyszała!
- A dziwisz się? Przypominam ci drogi kuzynie, że czas Vanessity powoli dobiega ku końcowi...
- Wiem... Nie siedź za długo! - rzucił na koniec Xavier, poczym opuścił pracownię Marcosa.
- Idiota.. - westchnął blondyn, poczym wrócił do rosowania.

Załamana Rosario oparła się o pal do którego była przywiązana. Dłonie zaczęły puchnąć od wielokrotnych nieudanych prób uwolnienia się z metalowych kajdanek. Dziewczyna zaczęła tracić nadzieje na przeżycie. Chłopak wyraźnie powiedział przecież, że żal mu jest jej zabijać...
- Jak ci na imię, maleńka? - spytał z nienacka don Sergio, odkładając na ziemię pustą miskę po paellii. Rosario jednak zignorowała pytanie staruszka i na nowo próbowała uwolnić się z uwięzi. - Jak ci na imię? - powtórzył.
- Rosario! - odpowiedziała zdenerwowana, siłując się z kajdankami.
- Ślicznie... Twoje dłonie! - Rosario spojrzała na pokrwawione ręce. Ból nękał ją już od kilku godzin, więc praktycznie już go nieczuła.
- Muszę się stąd wydostać! - wyszeptała, rozglądając się po ciemnych kontach piwniczki.
- Rozczaruję cię... Żaden nie zdołał uwolnić się z tych kajdan...
- Jak to?! A więc dlaczego teraz mnie nie zabije?!
- Może jednak masz cukierki? - spytał beztrosko staruszek.
- Znów zaczyna... - westchnęła pod nosem Rosario, poczym dla zbicia czasu zaczęła bawić się złotym pierścionkiem, jedyną pamiątką jaka pozostała jej po mężu... - Jak długo jeszcze potrwa ten koszmar?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Renzo dnia Pon Kwi 07, 2008 0:41 am, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Renzo
Administrator
Administrator



Dołączył: 30 Wrz 2007
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią Kwi 11, 2008 19:13 pm    Temat postu:    

Odcinek 5

W tej chwili Rosario potrzebowała Gabriela bardziej niż kiedykolwiek. Obracając w ręku obrączkę, wróciła do wspaniałych chwil spędzonych u boku męża i córeczki...
- Anabel! Cukiereczku, chodź do mamusi! - zawołała Rosario do małej dziewczynki, ubranej w białą sukienkę w czerwone grochy, która właśnie zerwała brakujący do jej bukieciku kwiatek. Mała Anabelita biegła w stronę mamy tak szybko, jak tylko potrafiła. Gdy już do niej podbiegła, z ogromną dumą wręczyła mamie własnoręcznie wykonany bukiet polnych kwiatów.
- A kto ułożył taki śliczny bukiecik?
- Ja... - odpowiedziała nieśmiale dziewczynka. - To dla ciebie mamusiu...
- Och, dziękuję skarbie! - ucieszyła się kobieta w dużych ciemnych okularach przeciwsłonecznych, po czym mocno przytuliła córeczkę.
- Hej hej, a tatuś już nic nie dostanie? - oburzył się przystojny blondyn o wysportowanej sylwetce, który dołączył do roześmianych pań. Mała Anabelita uwolniła z objęć Rosario jedną małą rączkę, którą następnie założyła na kark mężczyzny. - Ciebie też kocham, tatusiu! - wyznała dziewczyna, poczym złożyła wielkiego buziaka na policzku mężczyzny i szybko pobiegła w stronę rzeki.
- Cieszę się, że w końcu wyrwaliśmy się z miasta... - powiedziała Rosario, tuląc się do męża.
- Też uważam, że to był dobry pomysł... - przytaknął Gabriel.
- Gabriel...
- Tak, kochanie?
- Co powiesz na jeszcze jedno dziecko?
- Rosario.. - zaczął poważnie.
- Nie chcesz więcej dzieci?
- Z tobą mogę mieć ich całe mnóstwo! - dodał po chwili, przewracając żonę na drugą stronę.
- Gabriel, nie tutaj! Anabelita może pojawić się w każdej chwili!
- Masz rację, przepraszam...
- Tak się cieszę, że przetrwaliśmy ten kryzys... - westchnęła zadowolona Rosario.
- Nie musielibyśmy tego przechodzić, gdybym okazywał więcej zainteresowania tobie i małej!
- Oboje zawiniliśmy, Gabrielu. - pogładziła mężczyznę po gładkim policzku. - Nie ma co wracać do przykrej przeszłości, teraz liczy się to, że jesteśmy szczęśliwi, razem, we trójkę...

- Gabriel... - szepnęła, uraniając słoną łzę, która szybko słynęła po jej zabrudzonym policzku.
- Wyglądasz na smutną... - wtrącił stary Sergio.
- A mam powody do radości? - burknęła złowrogo Rosario. - Czy jest ktoś jeszcze?
- Nie wiem o co ci chodzi?
- Spytałam czy prócz mnie, ciebie i tego kretyna jest w pobliżu?
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze... wszystko będzie dobrze...
- Cholera! - zaklnęła kobieta, ciągnąc mocno za łańcuch. - Dlaczego on nas tu trzyma?! Dlaczego od razu nas nie zabije?!
- Widocznie nie jest jeszcze twoja kolej... - odpowiedział tajemniczo staruszek.
- Ty coś wiesz! - wskazała palcem wskazującym na struszka, który uważnie się jej przyglądał. - Gadaj, dlaczego on zabija?!
- Sam ci to powie...
- Zaraz... jakim cudem ty w ogóle jeszcze żyjesz?! - zdziwiła się. - Trafiłeś tu wcześniej ode mnie!
- Naprawdę nie masz cukierków?
- Aaaa!

- Pieprzona histeryczka... - westchnął Marcos, usłyszawszy krzyk Rosario. Nie przywiązał jednak do tego większej wagi i nieprzerywał szkicowania swojego rysunku. O Marcosie można by powiedzieć jako o młodym i nie docenionym geniuszu. Po śmierci rodziców trafił do kliniki psychiatrycznej, gdzie w niewielkim stopniu udało mu się oswoić ze stratą najukochańszych osób, jakie miał. Jednak leczenie psychiatryczne niosło za sobą nie porządany skutek uboczny: uzależnienie od leków psychotropowych, które skrycie utrzymuje w tajemnicy przed Xavierem.
Ostatnie machnięcie ołówkiem i dzieło gotowe.
- Idealne... - powiedział, nieodrywając wzroku od kartki. W pewnym jednak momencie z piwniczki, gdzie przetrzymywani byli Rosario i Sergio, dobiegł odgłos tłuczonego okna, który natychmiast postawił chłopaka na nogi.

- Pieprzony łańcuch! - zawołała rozpaczliwie Rosario.
Nagle drzwi od piwniczki otworzyły się, powodując ogromny przeciąg w pomieszczeniu. Po drewnianych schodkach pomału zszedł ubrany na czarno Marcos, który skierował się ku otwartemu oknu.
- Błagam, zabij mnie albo po prostu wypuść, ale nie przetrzymuj mnie już tu! - Rosario zwróciła się do Marcosa, który zakrył rozbite okno ogromną deską.
- Jutro jest twój dzień... - odpowiedział szepcąc jej na ucho.
- Dzień mojej śmierci czy wolności?
- Przekonasz się...

Zdenerwowanie i niepokój nie minęły Vanessie nawet po krótkiej drzemce. Czyszczenie brudnego płaszcza również nic nie zdziałało. Vanessa wciąż miała wątpliwości, czy dobrze zrobiła zostając na noc u Xaviera. Tyle ostatnio się mówi o morderstwach...
- Tylko spokojnie Vanesso! - dziewczyna zwróciła się do siebie w myślach. - Ani Xavier, ani Marcos nie zrobią ci krzywdy... A jeśli to tylko gra pozorów?!
Nie zastanawiając się długo narzuciła na siebie cieniutki płaszczyk i ruszyła w stronę drzwi. Stojąc przez chwilę w milczeniu, usłyszała spokojną muzykę, której dźwięk dobiegał z sypialni Xaviera. Delikatnie otworzywszy drzwi, na palcach opuściła swój dotychczasowy pokój. Gdy doszła do schodów, westchnęła z ulgą, gdy...
- Vanessa?! - powiedział podniesionym tonem Marcos, który akurat wchodził pod schodach. - Dlaczego jeszcze nie śpisz i czemu nadal jesteś w płaszczu?
- Musisz mi pomóc! - odrzekła przestraszona Vanessa, gdy dźwięk muzyki z sypialni Xaviera zamilkł. Cały dom opanowała przeraźliwa cisza. Po chwili na korytarz wyszedł pan domu. Słysząc ciężki oddech Xaviera, całe ciało Vanessy przeszedł grad dreszczy. Paraliżujący strach uniemożliwił dziewczynie ucieczkę.
- Wybierasz się gdzieś, Vanesso? - zapytał poważnie Xavier.
- Chciałam się tylko przejść wokół domu... - wyjaśniła spokojnie, próbując nie okazywać strachu przed mężczyznami.
- O tej porze? - zdziwił się Marcos.
- A co w tym dziwnego?
- A to, że o tej porze najczęściej spotykane są wilki w tej okolicy...
- No cóż, w takim razie... - zmieszała się, gdy odwróciwszy się w stronę Xaviera zadała mu mocny cios w genitalia. Silny ból powalił Xaviera na podłogę. Chcąc jeszcze uziemić Marcos, Vanessa wdała się z nim w szarapninę.
- Ze mną kochaniutka, nie pójdzie ci tak łatwo! - oznajmił chłopak, poczym impulsywnie pchnął Vanessę na schody.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Renzo dnia Śro Kwi 16, 2008 16:53 pm, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Renzo
Administrator
Administrator



Dołączył: 30 Wrz 2007
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob Maj 17, 2008 0:39 am    Temat postu:    

Odcinek 6

- Jesteś słaba, Vanesso... Zawsze byłaś... - oznajmił chłodno Jorge. - Od początku to wiedziałem. Taka się urodziłaś.
- To żałosne! Po cholerę się w ogóle ze mną ożeniłeś?! - odparła zdenerwowana kobieta.
- By czegoś cię nauczyć! Chciałem, żebyś stała się silniejsza. Wiem, że potrafisz i nie pozwolę, by stało się inaczej! Weź to. - powiedział, podając żonie nóż myśliwski.
- Chyba żartujesz?
- Weź nóż! - powtórzył Jorge. - Zrób to dla mnie.
- Uspokój się, Jorge.
- No dalej, weź te pieprzony nóż! Pokaż co potrafisz!
- Więc o to chodzi? - spytała z goryczą w głosie, nie ustannie patrząc w głębokie oczy mężczyzny.
- O twoje życie... - młodzi patrzy w siebie przez dłuższą chwilę. W końcu Vanessa spełniła życzenie męża i wzięła od niego nóż. W myślach przypominała sobie technikę, jaką posługiła się Jorge, podczas zabawy nożem. Niestety, odtworzenie jej nie było prostym zadaniem. Dziewczyna zrobiła kilka nieudanych trików, poczym upuściła narzędzie.
- Żałosne... - Jorge skomentował krótko "wyczyn" żony. - Postaraj się. Podnieś go. - polecił. Gdy Vanessa chciała schylić się, by podnieść z ziemi nóż, mężczyzna pstryknął palcami przed jej twarzą. - Patrz na mnie.
Vanessa kucnęła i wzięła do ręki leżący na ziemi nóż, poczym w pośpiechu podłożyła nogę mężczyźnie, który jednak zdążył cofnąć się w tył.
- Zranisz mnie? - spytał z sarkazmem. - No dawaj! - Vanessa zaczęła wymachiwać nożem przed mężem, lecz ten umiejętnie przewidywał ruchy żony, poza jednym...
W pewnym momencie Jorge poczuł szczypiący ból na policzku. W efekcie silnych emocji Vanessa wymierzyła mu silny cios w twarz. Oboje patrzeli na siebie z pewnym nie dowierzaniem.
- Oddaj nóż!
- Nie! - odparła dziewczyna, cofając się w tył, przy czym rozcięła dłoń Jorge.
Małżeństwo poraz kolejny spojrzało sobie głęboko w oczy. Ciemnoczerwona krew z rozciętej dłoni Jorge zaczęła wyciekać na zakurzoną ziemię.
- Chcę rozwodu... - oznajmiła ze zrezygnowaniem Vanessa, czym wprawiła męża w osłupienie. - Mam tego dość, przykro mi.
- Wszystkim jest przykro, ale to ja przetrwam... - powiedział Jorge, poczym odszedł w stronę samochodu, zostawiając Vanessę samą.

Ciemna piwnica. Całe pomieszczenie i jego atrybuty są rozmazane. Silny ból głowy, efekt upadku ze schodów. Nagle nad Vanessą pojawia się ubrudzona twarz nieznajomej kobiety.
- Żyjesz? - spytała Rosario.
- Chyba tak... - odparła Vanessa, chwytając się jedną ręką za posiniaczoną głowę. - Jesteś siostrą Marcosa albo Xaviera?
- Co to za jedni?
- Mieszkają tu, to znaczy chyba tu...
- Też się tu obudziłam...
- Czyżbyśmy mieli gościa, Rosario? - spytał don Sergio, wyłajaniąc się z ciemności.
- Kto to jest? - Vanessa zwróciła się do Rosario.
- Wariat... - wyjaśniła chłodno kobieta. - W kółko gada o swoich cukierkach...
- Musimy się stąd wydostać. Mam złe przeczucia, że grozi nam niebezpieczeństwo ze strony Xaviera.
- Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać... Jesteśmy przypięte łańcuchami.
- Co to takiego? - spytała Vanessa, przyglądając się dziwnemu wynalazkowi, które stało na przeciw nich.
- Sama chciałabym to wiedzieć. Stary siedzi tu pewnie dłużej ode mnie, może on będzie coś wiedział...
- Ej, proszę pana! - zawołała Vanessa, w stronę drzemiącego staruszka.
- Obudź się, staruchu! - dołączyła Rosario, zakłócając drzemkę mężczyzny.
- Dlaczego krzyczycie? - spytał niewinnie Sergio.
- Co tam jest? - wskazały na metalowy stół.
- To wasza przepustka do lepszego świata...
- Co ty pieprzysz?! Oni chcą nas pozabijać?! - uniosła się Rosario.
W pewnym momencie silny wiatr wybił drewnianą deskę z framugi okna, którą nałożył Marcos. Jasne światło księżyca wkradło się do ciemnego pomieszczenia odkrywając przed uwięzionymi kobietami straszliwą tajemnicę. W około na ścianach porozwieszane były ludzkie zwłoki. Przerażenie sięgnęło najwyższego poziomu. Czy tak właśnie skończą?
- Rany, ale tu śmierdzi! - stwierdził staruszek Sergio, wybudzając się na dobre, bowiem krzyki i jęki dziewczyn uniemożliwiały mu dalszą drzemkę. - Kiedy on tu sprząta? Nagle uwagę staruszka zwróciła obecność nowej osoby - Vanessy.
- Cześć, jestem Sergio! - przedstawił się radośnie.
- Możesz czuć się szczęściarą... - dopowiedziała Rosario, przerywając obgryzanie paznokci, które pozwalało jej odpędzić złe myśli. - ... tobą chociaż się przywitał...
- Nie wielu ludzi jeździ tą drogą...
- Jednak jest kilku idiotów... Dlaczego nie skręciłam na zakręcie? - zmartwiła się Vanessa.
- Masz cukierki? - spytał beztrosko Sergio. - Z nimi czas szybciej mija.
- Trzymaj mnie, bo zaraz zrobię mu krzywdę! - burknęła Rosario, która zaczęła bujać się na boki. Po paru sekundach jednak kobieta zwróciła podaną wcześniej przez Marcosa paellę.
- Wszystko w porządku? - spytała Vanessa, odgarniając długie i przetłuszczone włosy Rosario.
- Bywało lepiej...
- Jesteście bardzo ładne! - dopowiedział Sergio. - Na pewno czujecie się wyjątkowe, inne załatwił od razu. W końcu zasłużyły sobie, będąc bardzo niegrzeczne. Proponowały mu seks w zamian za wolność, ale on nie z takich. Mógł z nimi robić co chciał do póki ich nie kaleczył, ale on nie chciał.
- To jakiś wariat! - powiedziała cicho Rosario.
- Świat jest pełen zła. A on je odpędza. Dostrzegasz je oczyma, a czasami oczy cię zawodzą; pokazują rzeczy, których nie chcesz oglądać...
- Gdzie my jesteśmy?!
- W domu.
- Czekałem na was, właściwie na kogokolwiek.
- Ten szaleniec wycina im oczy? - spytała Rosario.
- Dokładnie, chociaż myślałem, że zdążyłaś na to wpaść... - odpowiedział ze stoickim spokojem. - Trzeba się nieźle postarać, aby go zrozumieć.
- Czy to Marcos? - zwróciła się do Sergio Vanessa. - Czy Marcos odpowiada za te wszystkie zbrodnie?!
- A czy to teraz ważne?! Zastanawia mnie dlaczego jeszcze mnie nie zabił...
- Nie wiem... Prawdopodobnie ma milion powodów... Może być zajęty.
- Telefon...
- Co "telefon"? - zdziwiła się Rosario.
- Zostawiłam go na drodze! Jeśli zdołamy się rozkuć, będziemy mogły zawiadomić pomoc!
- Macie cukierki? - wtrącił Sergio, zaczynając rozmowę od początku. - Jestem Sergio i myślę, że możemy się zaprzyjaźnić.
- Zobacz, tam leży pilnik! - Rosario zwróciła się do Vanessy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Renzo
Administrator
Administrator



Dołączył: 30 Wrz 2007
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią Sie 22, 2008 2:34 am    Temat postu:    

Odcinek 7

Vanessa naciągnęła się ze wszystkich sił, lecz nie wystarczyło to, by mogła sięgnąć leżącego nieopodal pilniczka. Jako że chodziło o życie jej i jej współtowarzyszki, dziewczyna spróbowała ponownie, lecz i ta próba skończyła się niepowodzeniem.
- To nie ma sensu... - westchnęła Vanessa z zrezygnowaniem w głosie.
- Nie możemy się poddać! Rozumiesz?! - uniosła się Rosario. - Obie mamy dla kogo żyć!
Vanessa spojrzała mętnym wzorkiem na obrączkę na palcu. "Czy ja mam dla kogo żyć? spytała się wewnętrznie.

Tymczasem Marcos w swojej pracowni rozmyślał nad sensem swojego życia. Tak jak dawniej więzienie ludzi sprawiało mu radość, tak teraz po prostu zaczęło go irytować, bo co w tym wszystkim z misji? Po zakończeniu sprawy z Vanessą rozmówi się z Xavierem. Nagle głowę chłopaka przeszył silny ból. Tak silny, że aż powalił go na podłogę. Przywiedziony krzykiem kuzyna Xavier wbiegł do jego pracowni.
- Marcos... - powiedział przejęty, poczym sięgnął po opakowanie z lekami. Chłopak prędko połknął dwie białe pastylki, lecz na ich działanie trzeba było niestety zaczekać kilka minut. Xavier widząc cierpienie kuzyna przytulił go mocno do siebie i kołysząc się zaczął szeptać chłopakowi do ucha pewną łacińską formułkę [Ultio doloris confessio est] do momentu, aż jęki chłopaka ustały.

- Słyszałaś? - spytała Rosario, próbując określić, skąd dobiegł ten histeryczny krzyk.
- To Marcos... - odpowiedziała dziewczyna. - Nie mamy czasu do stracenia! - poczym po raz kolejny naciągnęła się, naprężając całkowocie łańcuch do którego została przykuta. - Udało się! - dodała, ściskając w dłoni pilniczek.
Po kilku seksundach obie kobiety ruszyły w stronę schodów, gdy nagle Rosario dostrzegła, że Vanessa próbuję uwolnić śpiącego staruszka.
- Zwariowałaś?! Co ty robisz?!
- Przecież go tu nie zostawimy! - oburzyła się Vanessa.
- Nawet jeśli go uwolnisz to ja go zabiję, gdy tylko wspomni mi o cukierkach!
- To nie jego wina, że się znalazłyśmy! Nie widzisz, że on jest chory?
- Rób jak uważasz, byle szybko, słyszę kroki! - burknęła Rosario i natychmiast zbiegła pod schody. Vanessa przez dłużą chwilę próbowała rozkuć don Sergio, jednak bezskutecznie. Dziewczyna włożyła w dłoń staruszka pilniczek, a sama szybko podbiegła do współtowarzyszki.
Drzwi do piwnicy otwarły się, o czym świadczył ich charakterystyczny zgrzyt. W jaskrawym świetle stanęła postać mężczyzny trzymającego w ręce coś w rodzaju noża. Po chwili mężczyzna zaczął schodzić po drewnianych stopniach, pod którymi ukrywały się zakładniczki.
- Niestety, Marcos jest niedysponowany, więc nie będzie mi towarzyszył w tej szczególnej chwili... - oznajmił ironicznie Xavier, gdy nagle spostrzegł ucieczkę dziewczyn. - Gdzie do diabła podziały się te suki?!
Nagle zza filaru wybiegła rozwścieczona Rosario, próbując załatwić typa drewnianym palem.
- Szybko, uciekaj! - poleciła Vanessie.
- Nie zostawię cię!
- Rób co mówię! Dam sobie radę!
Gdy dziewczyna wbiegła na schody, Rosario przystąpiła do ataku. Siła z jaką wzięła zamach była jednak zbyt wielka, co spowodowało, że kobieta straciła równowagę i upuściła kij.
- I co teraz? - spytał drwiąco Xavier. Rosario spojrzała zmęczonym wzrokiem na przyglądającego się im don Sergia. - Ty... - powiedziała z rozpaczą zmieszaną ze wściekłością w głosie. Napastnik spojrzał kątem oka na staruszka, co natychmiast wykorzystała Rosario....


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Renzo dnia Nie Lis 30, 2008 2:40 am, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Renzo
Administrator
Administrator



Dołączył: 30 Wrz 2007
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie Gru 14, 2008 0:27 am    Temat postu:    

Odcinek 8

Napastnik spojrzał kątem oka na don Sergio, co natychmiast wykorzystała Rosario.... Natychmiast wywiązała się szarpanina, która nie trwała dłużej, aniżeli kilkanaście sekund. Nagle oboje spojrzeli sobie głęboko w oczy. Kobieta powoli zaczęła osuwać się na ziemię, z raną kłótą. Jej ubrudzona twarz opadła bezwładnie na zakurzoną podłogę, skąd przyglądała się uważnie swojemu zabójcy. Xavier stał nad nią bez ruchu. Wzdłuż szpiczastego ostrza kuchennego noża spływała ciemnoczerwona krew kobiety... Sylwetka mężczyzny zaczęła się rozmywać w zmęczonych oczach Rosario. Z każdą chwilą traciła cząstkę życia... Wiedziała, że śmierć zabierze ją w każdej chwili. Ciemność... Oddech kobiety stał się płytki...

Vanessa błądziła tymczasem w oświetlonych korytarzach wielkiego domu Xaviera. Większosć drzwi była zamknięta, korytarze zdawały się nie mieć końca... Zmęczona przykucnęła przy jednych z drzwi. Dziewczyna próbowała zebrać wszystkie myśli w całość.
- Oby ten potwór nie zrobił ci krzywdy... - wyszeptała z myślą o Rosario, poczym podniosła się do ucieczki. Nagle na drodze Vanessy pojawił się Marcos. Zachowanie chłopaka wzbudziło w niej niepokój; zdawać by się mogło, że jest pod wpływem jakiś środków odurzających...
- Nie zbliżaj się do mnie! - zagroziła Vanessa, będąc świadoma, że jest bezbronna.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię... - odpowiedział chłopak, trzymając się mocno za głowę. - Ja też jestem tu ofiarą...
- Akurat! Nie podchodź! - zareagowała, gdy chłopak zrobił krok w jej stronę.
- Mówię prawdę! Marcos ściągnął mnie tu, a później zamknął w tym pomieszczeniu...
- Nie zrobisz ze mnie wariatki! To napewno kolejna z waszych gierek!
- Vanessita... - oznajmił donośnie Marcos, wkraczając w swych czarnych butach w oświetlony korytarz. - Widzę, że zdążyłaś poznać mojego kochanego braciszka...
- Więc wy... wy.. jesteście braćmi?! - zdziwiła się, widząc jednoczenie dwie takie same postacie stojące naprzeciw siebie.
- No chyba, że wierzysz w tak absurdalny zbieg podobieństwa? Calixto i ja jesteśmy bliźniakami!
- To jakiś koszmar!!
- Czujemy tak samo, myślimy tak samo, ale to przetrwam z nas obojga, kochany braciszku!
- Twoje miejsce jest wśród czubków, Marcosie! - odparł Calixto, poczym chwycił Vanessę za rękę i oboje ruszyli przed siebie.
- Nie uciekniecie stąd! Dopadnę was, a wtedy wymorduje jak świnie!
Młodzi biegli co sił w nogach. W pewnym momencie oboje wbiegli do eleganckiego pomieszczenia, które wydało się Vanessie znajome.
- Jesteśmy w salonie... To tu wszystko się zaczęło... - powiedziała zaniepokojonym głosem dziewczyna, uważnie rozglądając się dookoła.
- Zaczęło? - powtórzył Calixto. - Co takiego?
- Cały ten koszmar...
- Skoro jesteśmy w salonie to znaczy, że jesteśmy blisko wyjścia.
- Tak, ale nie muszę wrócić do piwnicy. - oznajmiła Vanessa.
- Co takiego?! Oszalałaś?!
- Tam ostatni raz widziałam Rosario, nie zostawię jej tu!
- Proszę, proszę... - oznajmił chłodnym tonem Xavier, wchodząc do pomieszczenia z zakrwawionym nożem. - Calixto, czyżby nudziło cię towarzystwo gryzoni?
- Gdzie jest Rosario?! - spytała Vanessa, spoglądając na nóż w ręce mężczyzny. - Co jej zrobiłeś, potworze?!
- To co było jej przeznaczone... zabiłem...
- Nie masz litości dla nikogo, Xavier? - spytał z wyrzutem Calixto. - Wszystkich musisz wymordować, aby przejrzeć na oczy?!
- Bez wywodów, proszę! W przeciwieństwie do tej szmaty, droga Vanesso, twoja śmierć będzie szybka i bezbolesna... - wyjaśnił mężczyzna, odkładając nóż na blat biura, poczym wycelował w dziewczynę z rewolweru wyjętego z górnej szufladki. - Pożegnaj się z nowym znajomym chyba, że chcesz, by on pierwszy zasmakował śmierci...
- Xavier, zaczekaj! - wtrącił Marcos, wiegając za mężczyznę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Renzo
Administrator
Administrator



Dołączył: 30 Wrz 2007
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw Sty 01, 2009 20:18 pm    Temat postu:    

Odcinek 9

W pomieszczeniu zapanowała grobowa cisza, usłyszeć dało się jedynie ciężkie dyszenie Marcosa, który przybył przed kilkoma chwilami. Xavier spojrzał na swojego wspólnika morderczym wzrokiem, nie przestając celować do Vanessy i Calixto.
- Cuż to, Marcosie? Czyżby nagle zrobiło ci się żal naszych drogich przyjaciół? - spytał z drwiną w głosie.
- Bądź co bądź Calixto to mój brat! On... - odparł chłopak.
- Daruj sobie ten teatrzyk! Nigdy nie obchodziło cię, co się ze mną dzieje! - wtrącił chłodno Calixto w połowie zdania brata.
- Mimo wszystko, nie dam cię zabić! Xavier, najpierw będziesz musiał zabić mnie!
- Zamknij się, szczeniaku! Lepiej wynoś się do lochu, przypilnować starucha! - rozkazał mężczyzna bez przerwy celujący do stojącej przed nim dwójki.
- Nie! Mam dość jego i ciebie! Nie mam ochoty spełniać twoich urojonych fantazji! - wykrzyczał roztargniony Marcos, powoli zbliżając się do brata i Vanessy.
- Xavier, proszę cię! Odłóż broń i wypuść nas wolno! Przyrzekam, że nikomu cię nie zdradzimy! - błagała Vanessa, lecz po tych słowach Xavier skierował broń w jej stronę.
- Uwierz mi, że twoja śmierć będzie dla mnie ogromnym przeżyciem, ale nie mam innego wyjścia jak zabić cię...
- Wypuść ją! - zażądał Marcos, robiąc krok w stronę kuzyna. - Nie zbliżaj się do mnie! - zagroził Xavier.
- Niedbam o to, czy mnie zabijesz! Nie pozwolę skrzywdzić brata!
Po chwili padł strzał. Zapanowała cisza. Marcos upadł na podłogę.
- Marcos! - zawołał Calixto, poczym rzucił się na ratunek bratu. - Bracie, proszę cię, nie umieraj!
- Teraz twoja kolej, Vanesso! Wybacz... - rzucił chłodno, poczym oddał strzał. W tej samej chwili w pokoju zapanował dramatyczny krzyk. Vanessa ostrożnie otwarła oczy i ujrzała przed sobą Rosario, która konającym wzrokiem przyglądała się Xavierowi.
- Rosario! - zawołała dziewczyna, poczym prędko przykucnęła przy rannej kobiecie, próbując zatamować krwawienie. - Spokojnie, zaraz wezwę pogotowie, nie umieraj!
- Za późno... - wystękała osłabiona. - ...ja umieram...
- Nie umrzesz! Nie wolno ci! Nie tobie!
- Tak mi przykro...
- Rosario..
- Jak zabijesz tego sukinsyna, zejdź do lochu... i daj w mordę temu staremu wariatowi...
- Kiedy sama to zrobisz! - odparła z uśmiechem Vanessa.
- Anabel... moja malutka... Anabelita... - nagle ciało Rosario przeszły silne dreszcze i drgawki. Cierpienie ustało.... Głowa kobiety swobodnie opadła na bok.
- Rosario... nie.. proszę! Nie!!!
Zdenerwowany Xavier zrobił krok w tył, nie zauważając stojącego krzesła. Z wielkim hukiem upadł na podłogę, wypuszczając z ręki rewolwer. Przez chwilę przyglądał się martwej Rosario, poczym ruszył do ucieczki.
- Musimy dorwać tego szaleńca! - powiedział Calixto, próbując zatamować krwawiącą ranę u brata.
- Wykończę bestię! Nie będzie litości! - odparła Vanessa, ostrożnie opierając ciało Rosario o fotel, a następnie z mściwym wyrazem na twarzy ruszyła w kierunku, w którym udał się Xavier.
Jasne żarówki oświecały jej korytarz; odbijający się o ściany oddech mordercy świadczył o jego bliskiej obecności.
- Uciekaj potworze, bo gdy ja cię dorwę nie będę miała litości! Już się ciebie nie boję! - zawołała Vanessa, uważnie przeszukując pobliskiej pomieszczenia.
- Mam cię! - zaśmiał się szaleńczo Xavier, chwytając Vanessę za brzuch i przykładając jej nóż do gardła. Jeden niewłaściwy ruch czy słowo zakończyłby się jej śmiercią. - Mam nadzieję, że ta dziwka za trzecim razem nie ożyje!
- Ty draniu! - uniosła się rozżalona, poczym radała mężczyźnie cios w krocze, także z bólu po raz kolejny upuścił broń. Wtedy Vanessa przypomniała sobie sztuczkę, której nauczył jej Jorge: gdy Xavier próbował podnieść nóż, ta wykonując nogą jeden ruch, uniemożliwiła mu to i sama złapała go do ręki.
- I co panie cwaniak?! Grut się panu pali! - rzuciła obojętnio, a następnie przystąpiła do ataku. Pewność z jaką Vanessa przystąpiła do ataku szybko straciła na sile: Xavier z zaskoczenia wymierzył kobiecie silny policzek, który w pewnym stopniu ją otumanił. Wykorzystując moment nieuwagi Vanessy, mężczyzna rzucił się na nią, popychając ją na wilgotną ścianę i z całej siły zaczął miażdżyć jej gardło.
- Wykończę cię, suko! Dołączysz do swojej zapchlonej przyjaciółeczki! - wykrzyczał jej prosto w twarz, jeszcze mocniej ściskając jej gardło, gdy w pewnym momencie jego powieki rozwarły się szeroko...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Renzo dnia Pią Sty 16, 2009 23:12 pm, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Renzo
Administrator
Administrator



Dołączył: 30 Wrz 2007
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon Sty 26, 2009 13:23 pm    Temat postu:    

Odcinek 10

Twarz Vanessy z każdą chwilą stawała się bledsza; czuła, że nie uda jej się wyjść żywo z pojedynku z Xavierem. Kątem oka dostrzegła w ciemnym kącie pomieszczenia tajemniczą postać w długim skórzanym czarnym płaszczu, która stała spokojnie i nawet nie kwapiła się, by ratować dziewczynę. Xavier spojrzał zaniepokojonym wzrokiem na postać, jeszcze bardziej ściskając gardło bezbronnej Vanessy, która stała na cieńkiej granicy życia i śmierci.
- Pani, co tu robisz?! - spytał.
- Nie poznaję ciebie, Xavier. - odpowiedziała tajemnicza kobieta, wyłaniając się z ciemności, przez co na jej długie kręcone kasztanowe włosy padał blask płomienia stojącej w pobliżu lampy. - Zawsze posłusznie wykonywałeś moje polecenia.
- Zapewniam cię pani, że w dalszym ciągu tak jest!
- Czyżby? - odpadła kobieta, powoli zbliżając się do Vanessy. - Jesteś taka piękna i słaba jednocześnie. Tak mi przykro...
- Jesteś słaba, Vanesso... Zawsze byłaś... - w pewnym momencie dziewczyna zaczęła przypominać sobie słowa męża. Śmierć była na wyciągnięcie ręki... - Wszystkim jest przykro, ale to ja przetrwam...
Jeden cios nogą w krocze Xaviera okazał się zbawiennym ratunkiem. Pod napływem bólu, mężczyzna wyswobodził Vanessę z morderczego uścisku. Dziewczyna korzystając z zamieszania jakie wywołała uciekła, popychając tajemniczą kobietę w kąt.
- Co tak stoisz, kretynie?! Goń ją! - rozkazała, błyskawicznie stając na nogi.
- Tak jest, pani! - odpowiedział Xavier i ruszył za uciekinierką.Gdy wybiegł na korytarz, po Vanessie nie była żadnego śladu.Szereg korytarzy znacznie utrudniał mu zadanie znalezienia jej. Wnet zza jego pleców wyłoniła się postać Vanessy, zarzucająca na jego szyję skórzany pas. Ściskając go z całych sił, pchnęła Xaviera na ścianę i kilkukrotnie uderzyła o nią jego głową. Oszołomiony uderzeniami opadł na ziemię.
- Xavier! - zawołała tajemnicza kobieta, ponownie ukazując się Vanessie. - Oh..bądź przeklęty na wieki, łamago!
Widząc złowrogi wzrok kobiety Vanessa ruszyła do ucieczki. Wbiegając do pierwszej izdebki, dziewczyna nie wiedziała, że prowadzi ona na wieżyczkę, z której nie ma wyjścia. Po chwili w drzwiach stanął Xavier, próbując zatamować krwawiącą ranę z głowy.
- Uwierz mi, Vanesso, że nie chcę tego robić, ale takie jest moje zadanie, misja!
- gó*** prawda! Xavier, proszę cię! - powiedziała, próbując powstrzymać się od płaczu, jednak emocje wzięły górę. - Nie rób czegoś, czego będziesz później żałował!
- Nie mogę, Vanesso! Nie mogę sprzeciwić się słowu Seleny!
- Jakiej Seleny?! To ta kobieta?! Kim ona jest?!
- To moja pani, moja i Marcosa! Jednak ten kretyn popełnił błąd i poniesie za to odpowiednią karę. A tymczasem...

Z każdą chwilą stan Marcosa ulegał pogorszeniu; w wyniku postrzału stracił sporo krwi. Calixto starał się zapanować nad krwawieniem, lecz wszystkie jego metody zawodziły. W pewnym momencie do salonu, gdzie znajdowali się bracia weszła Selena, która stanęła nad rannym Marcosem i uważnie przyglądała się jego bratu.
- To niemożliwe! - powiedział Calixto, z niedowierzaniem przyglądając się kobiecie.
- Co takiego? - spytała z demonicznym uśmiechem na twarzy.
- Ty... a więc legenda nie kłamała....
- Oczywiście, że nie! Ja, wielka Selena żyję, istnieję!
- Gdzie jest Vanessa?!
- Masz na myśli tą dziewczynę, którą właśnie zabija Xavier?
- Stara wiedźmo! - zawołał Calixto.
- Pilnuj języczka, kochanieńki, bo nagle możesz go stracić! Odsuń się... - poleciła.
- Co zamierzasz?
- Odsuń się...
- Nie dam skrzywdzić brata!
- Może cierpienie do ciebie przemówi... - odparła Selena, poczym złożyła na ustach Calixto namiętny pocałunek. Usta chłopaka w jednej chwili stały się zimne niczym sopel lodu, a przez jego zesztywniałe ciało zaczęły przepływać fale nieludzkiego bólu.
- Zostaw go w spokoju, wiedźmo! - zawołał Calixto, wijąc się z bólu.
- Ostrzegałam cię,mój drogi... Pora zająć się twoim braciszkiem, który odważył się mi sprzeciwić... - Marcos spojrzał lichym wzrokiem na Selenę, która ciągle wpatrując się w oczy chłopaka, wypowiadała pod nosem tajemniczą formułkę w wymarłym języku. Nagle wzrok Marcosa stał się martwy. Rana na piersi zakrzepła, a on sam wstał i udał się za Seleną.

- Xavier, nie pamiętasz już, jak sie poznaliśmy? - spytała Vanessa, zbliżając się do murku, który odciął jej drogę ucieczki. - Ta cała Selena nie musi wiedzieć, że nie wykonałeś zadania!
- Nierozumiesz, Vanesso. Ty musisz zginąć! - odparł Xavier, robiąc krok w jej stronę.
- Proszę cię, nie zbliżaj się!
- Dobrze wiesz, że muszę...
- Nie!! - zawołała, poczym wdała się w szarpaninę z nożownikiem, który wymachiwał narzędziem na wszystkie strony. Nagle szarpanina ustała. Oboje spojrzeli sobie głęboko w oczy. Vanessa cofnęła się w bok, pozostawiając rannego Xaviera. Mężczyzna stał z opuszczoną w dół głową, trzymając się za ranę. W jednej chwili przypomniała mu się walka z Rosario. Wiedział teraz, co czuła kobieta w momencie swojej śmierci, i nie tylko ona, lecz wszystkie jego dotychczasowe ofiary.
- To za Rosario, bydlaku! - rzuciła chłodno. Xavier spojrzał na nią ostatni raz, poczym upadł twarzą na ziemię. - Spójrz tylko, jakie śliczne niebo. Ile gwiazd na niebie... Idealna pora na twoją śmierć.
Po tych słowach Xavier wydał ostatnie tchnienie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Renzo dnia Pon Sty 26, 2009 23:18 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Renzo
Administrator
Administrator



Dołączył: 30 Wrz 2007
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon Kwi 06, 2009 0:39 am    Temat postu:    

Odcinek 11

Podparty o fotel Calixto ocknął się. Na swej twarzy poczuł chłodny wicherek, przenikający przez okno uchylone w holu. Przetarł więc policzek skurzoną ręką i zmęczonym wzrokiem rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym się znajdował. Prócz niego nie było żywej duszy, jedynie martwe ciało Rosario podparte o fotel spoglądało bezczynnie w jedną stronę. Gdzie zatem podział się Marcos? Czy kobieta z jego snu zdaje się być postacią realną? Tak wiele pytań, brak logicznej odpowiedzi choćby na jedno z nich. Pal je teraz licho! Teraz liczy się to, gdzie są Marcos i Vanessa.
Dom Xaviera to krzyżówka pokoi, nie łatwo będzie ich znaleźć. A co, jeżeli wcale nie ma ich w domu? A może Xavier zabił Vanessę i teraz chce zemścić się na Marcosie? Znów pytania i brak działań. Co robić? Co robić?!

Drgawki opanowały ciało Vanessy. Myśli stanowiły jeden wielki kłębek nerwów, który nie pozwalał jej pozbierać myśli i powrócić do świata rzeczywistego. Psychika dziewczyny na dobre została zszargana. Ostrożnie mijała kolejny stopień kamiennych schodów prowadzących na wieżyczkę, cały czas trzymając się chłodnej ściany. Wydarzenie, które zdarzyło się kilka chwil temu chyba nie pozwoli jej żyć w spokoju. O ile w ogóle uda jej się przeżyć ten koszmarny survival... Zabicie Xaviera było dla niej okropnym przeżyciem, w końcu nie chciała jego śmierci, jednak była ona konieczna, by ona sama mogła żyć. Tylko co to za życie z świadomością, że ma się na sumieniu czyjąś śmierć?
Gdy dzielnie pokonała ostatni stopień, zatrzymała się na chwilę i z całkowitym skupieniem przysłuchiwała się, czy w pobliżu ktoś się nie czai. Nagle mimowolnie do gardła dziewczyny wcisnął się niepokój i przeogromny strach. Czuła, że niebezpieczeństwo czai się tuż za nią... W jednej chwili Vanessę ogarnął silny ból w okolicy głowy. Obraz, który widziała przed sobą zaczął się rozmazywać. Dziewczyna obróciła się lekko w drugą stronę, gdy przez sekundę ujrzała przed sobą poważną twarz Marcosa. Chwilę później bezwładnie opadła w jego ramiona.

Calixto z pochyloną głową przemierzał korytarz domu, prowadzący do piwnicy. Ślady krwi dawały mu do myślenia, że właśnie tu przetrzymywane były dziewczyny. Rozum podpowiadał mu: "Nie zchodź tam!", jednak z drugiej strony wtrąciła się jego ciekawość: "Zajrzyj tam! Nic cię to nie kosztuje, a przekonasz się, czy było warto!".
W pewnym momencie chłopak poczuł jak ktoś pchnie go przed siebie. Zaskoczony zachwiał się i z potężną siłą runął ze schodów. Całe ciało Calixto przeszedł silny ból; od głowy po kolona. Przeklęta ciekawość znów sprowadziła na niego kłopoty...
Trzymając się za stłuczone czoło rozejrzał się po pomieszczeniu, które niewiele różniło się od tego, w którym przetrzymywany był przez brata; z tą różnicą, że były to znacznie dogodniejsze warunki. Wnet jego uwagę przykuła postać, która stała w drzwiach, tuż przy wejściu do piwnicy.
- Selena... - wymamrotał pod nosem. W jednej chwili pomieszczenie opanowały ciemności, w które wkradało się światło nocy poprzez szpary w okienkach. Mimo bólu, który towarzyszył mu przy każdej czynności, Calixto wstał z podłogi i powoli zbliżył się ku rozbitemu oknu, pod którym umieszczony był metalowy stolik, który przegrał bój z rdzą ładnych pare lat temu. Promienie światła księżyca padły na jego posiniaczone czoło, mocno rażąc w oczy. Pochwylił więc głowę, krzywiąc się od powracającego bólu w okolicy szyji i po omacku szukał jakiegoś narzędzia w razie obrony przed tymi szaleńcami.
Wnet każdy zakamarek piwnicy opanowało jasne światło, które z znacznie większą siłą oślepiło Calixto.
- Co jest, do cholery?! - zaklnął zdezorientowany, próbując przyzwyczaić wzrok do oświetlenia. - Co to za pieprzony dom Alicji?!
Skrzypiąca lampa powoli przestała się bujać. Calixto z trudem nabrał oddechu w płuca. Zapanowała cisza. W pomieszczeniu słychać było jedynie gwałtowne bicie serca mężczyzny, który nerwowo rozglądał się wokół siebie. Z ciemności wyłoniła się postać siedząca na bujanym krześle. Był to starszy męczyzna, z siwą brodą i podkrążonym oczami. Bujał się rytymicznie na starym zakurzonym fotelu, nucąc pod nosem ulubioną piosenkę z czasów młodości i podtupując odpowiednio chorą stopą. W pewnym momencie tupanie ustało, podobnie jak i bujanie na fotelu. Znów zapanowała przeraźliwa cisza, z góry dobiegały jedynie głuche krzyki Seleny.
- Kim pan jest? - spytał zaniepokojony chłopak, ostrożnie zbliżając się do staruszka. Ten jednak nie odpowiedział. Zakaszlał za to w dość niepokojący sposób. - Wszystko w porządku?
- Okropny mamy klimat w tych regionach, nie uważasz? - rzekł don Sergio, drapiąc się delikatnie po brzuchu. - Przyniosłeś dla mnie jedzenie?
- Jakie znów jedzenie?! Nie ma teraz czasu myśleć o jedzenie, musimy się stąd wydostać!
- Nie krzycz... To tylko pobudza negatywne emocje. - wyjaśnił staruszek, spokojnie przewracając oczami. - Znam lekarstwo, które pomaga w takich sytuacjach - to cukierki! Masz jakieś przy sobie?
Calixto podszedł do mężczyzny, przykucnął przed nim i uważnie mu się przyjrzał. Na twarzy don Sergia malował się niewinny spokój, jakby nie zdawał on sobie sprawy z niebezpieczeństwa jakie czai się na nich u góry.
W pewnej chwili obaj usłyszeli kroki zbliżające się do piwnicy. Stare drewniane drzwi otwarły się na oścież, wydając przy tym charakterystyczny odgłos.
- Vanessa? - szepnął pod nosem blond włosy chłopak wbiegając na schody.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Renzo dnia Pon Kwi 06, 2009 19:16 pm, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Renzo
Administrator
Administrator



Dołączył: 30 Wrz 2007
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto Cze 09, 2009 23:52 pm    Temat postu:    

Odcinek 12

hoy con..: Sofia Stamatiades (Renata), Alfonso Herrera (Julio) y Pablo Portillo (Benito)

W całej okolicy panowała przerażająca ciemność. W powietrzu unosił się zapach palonego drewna. Gdzieś w głębi lasu grupka młodych ludzi świętowała wspólny wieczór. Wśród nich znajdowała się śliczna młoda dziewczyna, o rudym kolorze włosów. Na imię było jej Claudia. Siedziała spokojnie na kawałku pnia, trzymając w ręku plastikowy kubek z napojem alkoholowym i co pewien czas doprawiała blask z ogniska swoim uroczym śmiechem. Jednak nie odrywała wzroku od pewnej osoby, która siedziała na przeciw niej bawiąc się w najlepsze w towarzystwie jej najlepszej przyjaciółki - Renaty. Claudia dyskretnie wysyłała w stronę Julio ciepłe spojrzenie, na które on odpowiadał mrugnięciem oka. Głęboko w sercu czuła, że tego wieczoru odmieni się życie jej i chłopaka. I nie myliła się, lecz coś poszło nie tak...
- Claudia, co tak siedzisz w milczeniu? Chyba nie chcesz przedwcześnie skończyć imprezy tak jak zrobił to Benito - spytała Renata, spoglądając na śpiącego przed swoim namiotem kolegę. - Chodź zrobimy sobie zdjęcie przy ognisku! - powiedziała, lecz mimo lekkiego zamroczenia alkoholem, dostrzegła migające czerwone światełko w górnym rogu na ekranie aparatu.
- Nie mów, że padły baterie?! - spytał Julio, spojrzawszy na ekranik. - Cholera jasna!
- Spokojnie, wydaje mi się, że powinnam mieć zapasowe w plecaku. - stwierdziła Claudia, po czym obchodząc płonące ognisko udała się do swojego namiotu. Przeszukując każdą kieszonkę, Claudii towarzyszyło tysiące myśli.
- "Może wspólnie z Renatą szykują dla mnie niespodziankę?" - pomyślała, gdy po chwili poczuła w ręku poszukiwane baterie. Wracając do przyjaciół niespodziewała się, że los wysłucha jej myśli. Rzeczywiście, Renata i Julio przyszykowali dla niej niespodziankę, jednak nie tą, której Claudia się spodziewała.
Stała w bezruchu kilka chwil. Ten widok na kilka dobrych tygodni, jak nie miesięcy zaprzątnie jej myśli. Trzymając w prawej ręce baterie przyglądała się z rozżaloną miną, pocałunkom Renaty i Julio. W jednej chwili przeszyła ją złość i rozpacz. - "Jak ona mogła?! Przecież..." - ciężkie westchnienie Claudii przerwało namiętny pocałunek pary w tej samej chwili, w której dziewczyna upuściła na ziemię baterie, pozostawiając po nich ślad na swoich delikatnych dłoniach.
- Claudia... znalazłaś już te baterię? - spytała Renata, starając się przybrać odpowiednią postawę do zaistniałej sytuacji. Claudia jednak nie odpowiedziała, wciąż tkwiła w jednym miejscu. Po jej aksamitnych i czerwonych od ciepła bijącego z ogniska policzkach spływały krystaliczne łzy, jedna po drugiej. Nigdy nie przyszło jej na myśl, że najlepsza przyjaciółka może odstawić jej taki numer. Nie bezpodstawinie mówiło się o Renacie jako o puszczalskiej dziewusze.
- Hej, coś się tak spięła? - spytał nie mogący odnaleźć się w owej sytuacji Julio. - Wrzuć na luz i daj te baterie! - Claudia przykucnęła i wzięła do ręki upuszczone kilka chwil wcześniej baterie, po czym z całej siły rzuciła nimi w chłopaka.
- Masz te swoje pieprzone baterie! Namiętnej nocy wam życzę! - wrzasnęła tak, że jej głos rozniósł się na okolicę kilkunastu metrów, a następnie gwałtownie obróciła się w stronę swojego namiotu.
- Claudia, zaczekaj! - zawołała Renata, lecz przyjaciółka nie zareagowała. Claudia była jedną z nielicznych osób, na przyjaźni których najbardziej zależało Renacie. Nie chciała ona przez jedną głupią chwilę zapomnienia stracić tak dobrej i oddanej przyjaciółki. Natychmiast więc zerwała się z objęć Julio i ruszyła w kierunku namiotu Claudii. Próbując rozsunąć zamek z namiotu, starała się wytłumaczyć z zdarzenia. W pewnej chwili suwak rozsunął się, a z namiotu wyłoniła się trzymająca w ręce nóż Claudia.
- Dobrze wiedziałaś, że zależym mi na tym kretnie bezmózgim, a mimo to obściskiwałaś się z nim! Dlatego zapamiętaj, bo nie mam zamiaru zamieniać z tobą ani jednego słowa: skoro świt wracam do miasta i jeżeli do tego czasu ty lub ten palat odezwiecie się do mnie choćby słowem, zabiję! W tej chwili jestem nieobliczalna i nawet zdolna zabić tak parszywą sukę jak ty! - zagroziła rudowłosa dziewczyna, która natychmiast zamknęła się w swoim namiocie. Renata pochyliła głowę i wróciła do ogniska, przed którym Julio cały umoczony w rozlanym piwie śnił o pięknościach przechadzających się po piaszczystej plaży w Rio de Janeiro.
- Co ja najlepszego zrobiłam? - biła się z wyrzutami sumienia załamana brunetka.

Dojrzawszy w kącie postać starszego mężczyzny, Calixto zbliżył się do niego, przykucnął przed nim i uważnie mu się przyjrzał. Na twarzy don Sergia malował się niewinny spokój, jakby nie zdawał on sobie sprawy z niebezpieczeństwa jakie czai się na nich u góry.
W pewnej chwili obaj usłyszeli kroki zbliżające się do piwnicy. Stare drewniane drzwi otwarły się na oścież, wydając przy tym charakterystyczny odgłos.
- Vanessa? - szepnął pod nosem blond włosy chłopak wbiegając na schody.
- Kim ty, do cholorey jesteś, kobieto?! - Vanessa wykrzyczała pytanie prosto w twarz Selenie. Ta jednak uśmiechnęła się wrogo i pchnęła dziewczynę na drewniane schody. Upadek trwał kilka sekund. Gdy Vanessa wylądowała na twardej równej podłodze, w jednej chwili zaczęła krzywić się z bólu, trzymając się mocno za brzuch.
- Biedactwo... - wymamrotał don Sergio, krzywiąc minę. - Mówiłem chłopakom, żeby zrobili coś w końcu z tymi schodami, bo dojdzie do tragedii!
- Wszystko w porządku? - spytał Calixto, klękając przy dziewczynie.
- Brzuch... - odpowiedziała z trudem. - Boli niemiłosiernie!
- Porządnie się poobijałaś, poszukam jakiś narzędzi, żeby zająć czymś opuchliznę.
- My to już chyba się kiedyś spotkali, prawda? - zwrócił się do Vanessy staruszek. - Przyniosłaś dla mnie cukierki?
- Stul dziub, głupi staruchu! - wykrzyczała Vanessa, po czym zadała Sergio mocny cios w chorą stopę, która kilka minut temu wystukiwała rytm przeboju sprzed lat.
- Znalazłem nóż - powiedział Calixto, przykładając przedmiot do opuchniętego czoła dziewczyny. Ból jaki wówczas jej towarzyszył opanował całe ciało Vanessy, powodując drętwienie rąki i nóg. - Vanessa, ty krwawisz! - krzyknął nagle blondyn.
- Calixto, zrób coś, proszę! - wyszeptała. - Nie chcę tu umrzeć!

Po kilkunastu minutach rozmyślań, Renata udała się do swojego namiotu, zostawiając Julio i Benito samym sobie. Ogień z ogniska pomału wypalał się. Korzystając ze snu obozowiczów, do namiotów zbliżyła się pewna tajemnicza kobieta, wyróżniająca się niecodzienną fryzurą - jej piękne kasztanowe włosy wystylizowane były coś na rodzaj afro, którego dodatek stanowiły poniszczone liście tutejszych drzew. Niepewnym, a zarazem groźnym wzrokiem rozejrzała się w około, czy lulający przed nią panowie, aby na pewno pogrążeni byli głębokim snem. Gdy kobieta osiągnęła pewność, zbliżyła się do śpiącego Benito, obok którego leżał kijek z niedopieczoną kiełbaską. Nieznajmowa chwyciła go w ubrudzoną dłoń i zbliżyła ku ogniu. Po kilku minutach wysmażona kiełbaska gotowa była do spożycia. Jakież uczucie towarzyszyło kobiecie w momencie konsumpcji... Kiedy to ostatnio jadła coś tak równie smacznego?
- Kto tam jest? - spytała nagle Renata, której namiot w jednej chwili opanowało jasne światło latarki. - Julio? Benito? To wy? - tajemnicza kobieta widząc niespokojny cień dziewczyny natychmiast oddaliła się w ciemność, zabierając ze sobą leżącą na ziemi bułkę i butelkę wody mineralnej.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Renzo dnia Wto Lip 28, 2009 1:47 am, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Renzo
Administrator
Administrator



Dołączył: 30 Wrz 2007
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon Cze 15, 2009 22:25 pm    Temat postu:    

Odcinek 13

hoy con..: Sebastian Ligarde (Federico), Sofia Stamatiades (Renata), Alfonso Hererra (Julio) y Pablo Portillo (Benito)

Mimo późnej pory elegancki samochód przemierzał leśną drogę. Jaskrawe światła oświetlały drogę kierowcy, który jechał w towarzystwie eleganckiej i ubranej dość wyzywająco kobiety. Wnętrze samochodu nie wyglądalo nadzwyczajnie, drażniło ją jedynie zawieszone na lusterku drzewko, które przy każdym ruchu uwalniało ostry aromat "morskiej świeżości". Po chwili kobieta sięgnęła po stojącą przed nią skórzaną torebkę, które kolorem idelanie wkomponowała się w jej obecną kreację, z której wyjęła srebną papierośnicę wraz z zapalniczką.
- Kochanie, ale u mnie nie będziesz palić, zrozumiałaś? - rzekł kierowca auta, elegancki lekko siwawy mężczyzna, wiekowo około czterdziestki.
- Wybacz, królu złoty... - odparła kobieta, która z spłoszonym wzrokiem schowała z powrotem papierośnicę.
- Możesz przypomnieć mi swoje imię?
- Miranda. - odpowiedziała krótko, nie odrywając wzroku z szyby. Przez głowę przelatywało jej dziesiątki myśli. - A może to jakiś wariat? Zwozi swoje ofiary do opuszczonego domu, więzi je dniami i nocami, a później zabija z zimną krwią? Mirando, uspokój się! Cholera, potrzebuję papierosa!
- Widzę, że jesteś jakaś niespokojna?
- Wydaje ci się. Daleko jeszcze?
- Już prawie jesteśmy na miejscu. - odpowiedział mężczyzna, rozglądając się po ciemnościach.
Mężczyzna zatrzymał samochód na poboczu, Miranda zaczęła zatem brać się do roboty: zbliżyła się do mężczyzny i na przemian z namiętnymi pocałunkami zaczęła rozpinać jego białą koszulę. Wyraźnie pobudzony, jednak przerwał Mirandzie.
- Zróbmy to na masce. - zaproponował.
- Jak chcesz... - westchnęła głęboko, a następnie opuściła pojazd klienta. Usiadła na masce samochodu, szeroko rozchylając nogi i wróciła do wcześniej przerwanego zajęcia.

Drugi z bliźniaków, Marcos obudzi się w zaciemnionym pomieszczeniu. Szybko zorientował się, że jest w swoim pokoju, na ścianach którego wywieszone były jego szkice. Nie wiedział, co się stało i jak się tu znalazł. Przypomniała mu się Rosario, która zakrwawiona leżała na podłodze. Jej martwe ciało, które obejmowała Vanessa i stojący na przeciw nich Xavier, trzymający w ręku pistolet.
Calixto. Nim stracił przytomność zapamiętał jeszcze, jak brat próbował chronić przed Seleną. Calixto zawsze był jego przeciwieństwem: dobry i pomocny, nawet wobec tych, którzy go krzywdzili. Anioł z krwi i kości. Na Marcosa nigdy nie złościł się dłużej niż dwadzieścia cztery godziny. Tak bardzo żałował, że naraził własnego brata na niebezpieczeństwo, jakie nie wątpliwie stanowili Xavier i Selena.

Zaniepokojona hałasami Renata rozsunęła zamek swojego namiotu, by sprawdzić źródło pochodzenia dziwnych odgłosów.
- To wy chłopaki? - spytała udając odważną, choć w wewnętrznie panicznie się bała. Nikt nie odpowiedział, jedynie żażące się drewienko przełamało się na pół w wyniku nadmiernego ciepła. Będąc pewną, że jeden z towarzyszy przebudził się, dziewczyna wróciła do swojego namiotu, na przeciw którego mieścił się namiot Claudii. Dziewczyna owinięta w śpiwór, płakała cicho. Zdrada przyjaciółki tak bardzo ją zabolała. Ale podjęła już decyzję: skoro świt wraca z powrotem do miasta. Po tym, co zobaczyła natychmiast spakowała swój plecak, jednakże pora powrotu była zbyt zdradziecka, by udać się na przystanek przy zajeździe. Już teraz coś zaczęło węszyć przy ogniu, choć może byli to panowie, czego nie sprawdziła, chcąc oszczędzić sobie oglądania twarzy Renaty, którą nie tak dawno miała ochotę pociąć nożem. Z resztą nie waże, teraz musi się wyspać, by mieć siły na powrót. W końcu musi wstać wcześnie, by żaden z towarzyszy nie wiedział o jej odejściu.

Po umlieniu czasu swojemu klientowi, lekko przyćpana Miaranda szukała w gęstej trawie swojej bielizny. Dodatkowym utrudnieniem w całej "zabawie" był kolor jej kolorowych stringów. Kobieta stanęła przed konarem drzewa i przez dłużą chwilę przyglądała się mu, zastanawiając się, czy jest to jej poszukiwana bielizna. Również przyćpany klient Mirandy - Federico nie bardzo zdawał sobie sprawy ze swojego zachowania, które bądź co bądź nie przystoi tak dojrzałemu mężczyźnie jak on. Sięgnął więc on po swój telefon komórkowy i wybrał numer na policję.
- Policja? Świetnie, że dzwonicie, bo mam problem. - wystękał do słuchawki.
- Co się stało? Dobrze się pan czuje? - spytał funkcjonariusz, zaniepokojony głosem rozmówcy.
- Ja, drogi panie czuję się wyśmienicie! - odparł Federico, spoglądając na stojącą w dalszym ciągu przed konarem Mirandę i przypominając sobie wspaniałe chwile spędzone chwile z kobietą. - Ale moja dziwka nie bardzo.
- Słucham?!
- Bieliznę zgubiła, a dokładniej to...
- W takim razie, proszę skontaktować się z Biurem Rzeczy Zagubionych, a nie z policją. Dobranoc. - przerwał policjant i szybko zakończył połączenie.
- Przeklęte psy! - zaklnął mężczyzna, rzucając telefon na tylnie siedzenie. - Skarbie, zasnęłaś tam?
Miranda jednak nie odpowiedziała, nadal stała w poprzedniej pozycji. Zdziwiony Federico podrapał się po siwej głowie i wrócił do swojego samochodu. Zasiadając spojrzał na siedzenie pasażera, gdzie znajdowała się skórzana torebka Mirandy.
- Sandra napewno bardzo by się ucieszyła z nowego drobiazgu, ale ta raczej nie jest w jej stylu. - stwierdził po chwili namysłu, po czym wyrzucił torebkę przez uchylone okno w drzwiach. - Żegnaj piękna! - zawołał i gramolnie odjechał, zostawiając Mirandę samą sobie na łonie natury.
Krótko po odjeździe klienta, nogi kobiety nie wytrzymały wysiłku i mimowolnie opadła ona na ziemię.

Nie świadomy tego co się wokół niego działo, Marcos pustym wzrokiem wpatrywał się w ścianę jakby oczekiwał, że przejdzie przez nią jego brat i klepiąc go po ramieniu powie, że wszystko jest w porządku. Zasnął. Śniło mu się, że jest w szpitalu po cierpieniach jakich doznał w wyniku tortur Seleny. Czuł się lekko otumaniony, w końcu obudził się przed kilkoma chwilami. Przetarł oczy poranionymi rękoma i ujrzał przed sobą młodą dobrze mu znaną dziewczynę, która stała w ciszy przy oknie, nie chcąc obudzić Marcosa.
- Emilia? - zapytał osłabionym głosem.
- Już się obudziłeś, śpiochu? - odparła żartobliwie.
- Ale co ty tu robisz?
- Nic nie mów, jesteś osłabiony. W końcu ta stara wariatka nieźle cię urządziła...
- Gdzie jest Calixto, Vanessa?
- Marcos, ona... ich zabiła. - wyjaśniła ze smutkiem rudowłosa dziewczyna, po czym odwróciła się w stronę drzwi. - Właśnie przyszła...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Renzo dnia Wto Lip 28, 2009 1:51 am, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Renzo
Administrator
Administrator



Dołączył: 30 Wrz 2007
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw Cze 25, 2009 20:17 pm    Temat postu:    

Odcinek 14

hoy con..: Sebastian Ligarde (Federico)

Tajemnicza kobieta siedziała samotnie pod wielkim drzewem, którego gęste liście zakrywały bezchmurne niebo. Butelka wody mineralnej i chrupiąca bułeczka to jedyny pokarm jaki udało jej się zdobyć w ostatnich dniach. W żaden sposób nie można było porównywać tych rarytasów z paskudztwem jakie serwowano jej w klinice. Gdy żołądek był już pełen, kobieta usadowiła się wygodnie na małej warstwie opadłych z drzew liści i spokojnie oczekiwała na sen, wracając po raz kolejny do przykrych wspomnień sprzed ostatnich dwóch tygodni. Tak, minęły już dwa tygodnie...
- Wszystko może spotkać każdego, wszędzie i o każdej porze... - powiedział swobodnie mężczyzna o jasnych włosach, siedząc na przeciw dziewczyny w jednej z kolumbijskich kawiarni. - Wiesz, czasami mam ochotę wszystko rzucić w cholerę...
- Według ciebie, słabi nigdy nie dostaną tego czego chcą? - spytała.
- Kochanie, słabi zawsze pozostaną słabymi. Czasem spotykasz się z silną osobowością, ale musisz wiedzieć, że to tylko gra pozorów. Wszyscy udają twardzieli, a w środku...
- Zawsze mówisz tak na pierwszej randce? - uśmiechnęła się. - Czy według ciebie wygladam na człowieka słabego?
- Przepraszam. - mężczyzna speszył się, patrząc w pełne oczy swojej towarzyszki. - Czasami mnie ponosi...
Zapanowała cisza. Oboje patrzeli na siebie wzajemnie czekając na reakcję drugiego. W końcu jednak to ona zdecydowała się przerwać krępujące milczenie:
- Wiesz, obserwowałam cię od pewnego czasu...
- Doprawdy? - mężczyzna udał zdziwienie, choć wiedział o tym fakcie dużo wcześniej. - Pewnie pomyślałaś sobie: "Czy ten frajer widział się dziś w lustrze?".
Po chwili oboje zaczęli się śmiać. Kobieta tak lubiła jego poczucie humoru...


Przyćpany Federico przemierzał leśną drogę. Jego ukochana Sandra znów zrobi mu awanturę, że prowadził pod wpływem narkotyków, zarzucając mu kolejną schadzkę z prostytutką. Często zastanawiał się, skąd jego ukochany króliczek to wszystko wie. Może planuje rozwód i wynajęła detektywa?
Nagle rozmyślania mężczyzny przerwało pojawienie się młodej wilczycy, która po chwili znalazła się pod kołami jego samochodu. Przerażony Federico zatrzymał samochód i prędko wybiegł przed maskę zobaczyć, co się stało. Jasne światło reflektora padało na wilgotną jezdnię, z podwozia zaczęła wypływać ciemnoczerwona krew potrąconego zwierzęcia.
- Jeszcze tego mi brakowało! - powiedział pod nosem mężczyzna, po czym udał się z powrotem do środka, jednak za nic nie potrafił otworzyć drzwi do samochodu. Czynność tą utrudniał stan w jakim się znalazł, narkotyk jaki zażył z Mirandą przestanie działać dopiero za kilka godzin.

Wizyta Seleny bardzo zaskoczyła Marcosa. Co raz bardziej zaczął się w tym wszystkim gubić. Pierw pojawienie się Emilli, teraz Seleny... Starsza z kobiet przysiadła na białej pościeli i uważnie przyglądała się mężczyźnie.
- Dlaczego tak mi się przyglądasz? - spytał zdziwiony.
- Byłabym wielce wdzięczna, gdyby zostawiła mnie pani z Marcosem "sam na sam". - Selena zwróciła się po chwili do Emilli. Dziewczyna spojrzała na ukochanego, po czym prędko wyszła na korytarz.
- Gdzie Calixto i Vanessa?! - spytał nerwowo. - Co z nimi zrobiłaś?!
- Nie zapytasz o swojego ukochanego kuzyna, Xaviera?
- W tej chwili najmniej mnie on obchodzi, gadaj natychmiast!
- Marcosie, nie gorączkuj się tak. - odparła ze spokojem Selena. - Zapewne stary dotrzymuje im towarzystwa...
- Zabiję cię, wariatko! - powiedział przez ściśnięte zęby mężczyzna, po czym chwycił mocno Selenę za włosy.
- Śmiało, przecież masz w tym spore doświadczenie!
- Zamknij się!

Piękna młoda dziewczyna usiadła ze szklanką soku przy szklanym stole. Czuła, że coś zaczyna się psuć w jej związku z ukochanym mężczyzną. Częste wyjazdy z kolegami z wojska były jedynie przykrywką na to, co robił w międzyczasie. W pewnym momencie drzwi wejściowe do mieszkania otworzyły się, a u progu nich stanął długo wyczekiwany mężczyzna.
- Kochanie, wróciłem! - zawołał, zamykając za sobą drzwi.
- Dzwoniłam.
- Komórka mi padła, przepraszam.
- Kim jest Vanessa? - spytał nagle, pokazując ukochanemu pogniecioną kartkę.
- Szpiegujesz mnie?
- Odpowiedz mi.
- Wiesz co, Isabel? Jesteś chora!
- Jorge, nie mów tak do mnie! - odpowiedziała podniesionym tonem.
- Sto razy ci powtarzałem, że to moja przyjaciółka, a ty wciąż swoje! Mam już tego dość!
- Od kiedy mnie zdradzasz?! Gadaj bydalku! - mężczyzna nieodpowiedział. Szybkim krokiem udał się do sypialni i zaczął pakować rzeczy... Isabel. - Co ty robisz?!
- Pakuję twoje rzeczy.
- Nie masz prawa! - zawołała wściekła.
- Mam, bo to moje mieszkanie! - wyjaśnił zdenerwowany. - Zabiera się stąd jak najprędzej!
- Wyrzucasz mnie? - po policzkach Isabel zaczęły spływać łzy. - Tak po prostu?
- Tak po prostu! Mam dość ciebie i twoich chorych ataków zazdrości!
- Jorge, porozmawiajmy!
- Nie mamy, o czym!
[/list]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Renzo dnia Wto Lip 28, 2009 1:53 am, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Renzo
Administrator
Administrator



Dołączył: 30 Wrz 2007
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro Lip 22, 2009 1:10 am    Temat postu:    

Odcinek 15

hoy con..: Sebastian Ligarde (Federico)

Dzięki natychmiastowej reakcji, Calixto zdoła zapanować nad krwotokiem z brzucha Vanessy. Wewnętrznie cieszył się, że na przekór Marcosowi zapisał się w młodości na kurs pierwszej pomocy, dzięki czemu mógł pomóc dziewczynie, jeżeli nie ocalił jej życia. Samodzielnie przeciągnął półprzytomną Vanessę pod wilgotną ścianę i delikatnie oparł jej spoconą głowę o swoją pierś. Wycieńczona dziewczyna uważnie wsłuchała się w każde bicie jego serca, które sprawiało, że z każdą chwilą powieki Vanessy stawały się co raz słabsze. Duszę Calixto rozpierała duma i radość, że zdołał ocalić życie towarzyszki. Głowę zaprzątała mu teraz myśl, co było przyczyną tak intensywnego krwowtoku spod burzusza Vanessy. A jeśli ona...?

Chłodny wietrzyk uderzył delikatnie w twarz Federico. Otaczająca go sceneria o tej porze powodowała natychmiastową senność umysłu odbiorcy. Mężczyzna ocknął się nagle i zgiął się do pasa, zakrywając przy tym nos. Rozjechane ciało wilczycy dało o sobie znać. Biznesmen odwrócił się w stronę drzwi swojego samochodu, podejmując kolejną próbę ich otwarcia, którą w dalszym ciągu utrudniał stan w jakim nadal się znajdował po zaużyciu narkotyku.
Naćpana Miranda leżała w międzyczasie na wilgotnej warstwie opadłych liścić pogrążona w odległej krainie snu, gdzie znajdował się jej "lepszy świat" różniący się od rzeczywistego. Nigdy nie myślała, że zostanie "panienką do towarzystwa", czy jak kto woli pospolitą dziwką. Podobnie jak swoje rówieśniczki miała marzenia, marzenia wielkie i marzenia małe. Jednym z marzeń wielkich było zaznanie rodzinnego ciepła, które nie było jej dane za czasów dzieciństwa, do marzeń mniejszych natomiast należał wyjazd do Europy, bowiem zawsze chciała poznać kulturę niektórych państw europejskich, tj Włochy, Hiszpania czy Polska.
Śniąc być może o swojej odległej przyszłości nie zdawała sobie sprawy z czyhającego niebezpieczeństwa na jakie naraził ją Federico. Z leśnych ciemności wyłonił się młody wilk poszukujący swojej siostry, która odłączyła się od rodziny. Zwierzę zatrzymało się przed nieprzytomną Mirandą i dokładnie ją obwąchało. Mocny zapach perfum kobiety lekko je przestraszył. Wyczuwając w Mirandzie potencjalne zagrożenie wilk zaczął powarkiwać, lecz po chwili odwrócił się i pobiegł za śladami samochodu Federica.

W rezydencji Xaviera panowała wyjątkowa cisza i ciemność. Jedynym miejscem, gdzie płonęła świeca była... sypialnia pana domu. Pokój nie pierwszy rzut oka niewiele różniący się od pozostałych. Ściany obklejone były starą czerwoną tapetą, na którą padało jaskrawe światło świecy wbitej w świecznik ze szczerego srebra, postawionego na nocnej szafeczce. Stare drzwi od pokoju zaskrzypiały, u progu stanęła ona, Selena trzymając w ręku białą obdrapaną miskę z chłodną wodą, w której moczył się już przygotowany wcześniej kompres. Kobieta opanowanym krokiem zbliżyła się do łóżka Xaviera, w którym znajdował się ciężko ranny mężczyzna. Spojrzała na niego błagalnym wzrokiem, następnie odłożyła misę na bok i usiadła na skraju drewnianego krzesła. Uważnie przyglądała się walczącemu z przeznaczeniem Xavierowi, wiedziała dobrze, że mężczyzna tę walkę wygra i nagrodą nie będzie wyłącznie nowe życie, ale również potężna siła.

- Poddaję się! - krzyknął Federico, którego głos rozniósł się po okolicy. Zrezygnowany zmuszony był wezwać pomoc drogową, lecz w najbliższej okolicy prócz niego nie było żywej duszy, która byłaby w stanie pomóc mężczyźnie. W tej sytuacji zmuszony był przemierzać drogę w ciemnościach. Pierwsze metry pokonał dzięki oświetleniu reflektora, lecz im większy dystans pokonywał, tym było mu trudniej zlokalizować swoje położenie. Od pewnego odcinka pokonanej drogi mężczyzna poczuł się nie swojo. Myśl, jako że przyczyny należy doszukiwać się w zażytym narkotyku odrzucił natychmiast. Nie był to efekt uboczny preparatu, lecz... przeczucie, że wydarzy się coś złego. Nagle na twarzy Federico pojawił się lekki uśmiech. W oddali dostrzegł on światełko informujące, że jest ktoś, kto zdoła mu pomóc. Radość tą jednak szybko zmieniła się w obawę, obawę o życie.
Mężczyzna zatrzymał się w pewnym momencie i spojrzał za siebie, lecz nie ujrzał nikogo ani niczego prócz ciemnego nieba pokrytego setkami gwiazd oraz ciemnych konturów drzew otaczającego go lasu. Krok do przodu rozwiał wszelkie obawy biznesmena, który poczuł na plecach oddech stojącego za nim wilka.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Renzo dnia Wto Lip 28, 2009 1:57 am, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Renzo
Administrator
Administrator



Dołączył: 30 Wrz 2007
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon Lip 27, 2009 23:42 pm    Temat postu:    

Odcinek 16

hoy con..: Sebastian Ligarde (Federico), Maritza Rodriguez (Sandra) y Mauricio Islas (Armando)

Mimo fatalnego samopoczucia Federico zdawał sobie sprawę, że jeden fałszywy ruch może kosztować go życie. Czas uciekał, a dodatkowo zmęczenie ostatnim dniem co raz bardziej dawało się we znaki. W pewnym momencie zwierzę zaczęło powoli zbliżać się ku mężczyźnie, który przerażony równie powoli stawiał kroki w tył, co nie spodobało się do wilkowi, który swoje niezadowolenie wyraził groźnym warczeniem.
- A jeśli to pies? - pomyślał Federico. - Może chce mnie jedynie obwąchać?
Wilk nie spuszczał wzroku z mężczyzny. Widząc miny jakie zaczął stroić w jego stronę, zwierzę przekręciło głowę w bok. Po chwili jednak wilk pochylił głowę i uważnie zaczął obwąchiwać ziemię. To znak, że wyczuł zapach poszukiwanej siostry, który dobiegał od Federico. Wystraszony mężczyzna ponownie zaczął cofać się w tył, zostawiając słaby ślad z krwi potrąconej wilczycy. Wilk zbliżył się do plamki krwi i dokładnie ją obwąchał. Nie było wątpliwości, że zabójcę siostry ma podanego na tacy. Podniósł głowę rzucając w stronę Federico zabójcze spojrzenie i groźnie zawarczał.
- Grzeczny piesek czy tam wilk... - powiedział czule mężczyzna, lecz to jeszcze bardziej rozwścieczyło dzikie zwierzę, które w pewnym momencie rzuciło się na biznesmena i powaliło go na ziemię. Trzymając swe włochate nogi na torsie ofiary, wilk nie odrywał od niego oczu; zawarczał jeszcze ostatni raz, po czym wbił swoje kły w twarzy Federico.
Krzyk mężczyzny rozniósł się wraz z chłodnym wiatrem po okolicy. Słysząc krzyk kochanka, Miranda wymamrotała jeszcze kilka razy jego imię, skarżąc się, że jest lepszą dziwką od swojej koleżanki z branży. Przeraźliwy odgłos dobiegł również do piwnicy Xaviera, gdzie Calixto obmyślał sposób ucieczki z domu szaleńca.
Wilk nie przerywał swojej "zemsty" za śmierć siostry. Twarz Federico w kilka chwil stała się nie do rozpoznania; cała pokryta była krwawiącymi ranami. Załzawione lewe oko błyszczało od bólu, prawe... ciężko ranione kłami wilka ledwo trzymało się w oczodole. Nagle rozszalałe zwierze przerwało mękę mężczyny. Ostre pazury wbiły się w piersi Federico, a wilk zawył donośnie, po czym wbił kły w jego szyję rozszarpując ją w mgnieniu oka. Ochrypły jęk biznesmena umilkł, jego życie dobiegło końca.

Piękna ciemnowłosa dziewczyna po omacku próbowała wymacać w skórzanej torebki klucze do drzwi wejściowych mieszkania. Padała ze zmęczenia, a za kilka godzin przecież miała wyjechać wraz z przyjaciółmi za miasto, ponownie w to samo miejsce, w którym przypadkowo znalazła się kilka lat temu...
Lekko zdenerwowana wysypała zawartość torebki na podłogę, co znacznie ułatwiło znalezienie kluczy. Szybko schowała z powrotem wysypane drobiazgi i umieszczając klucz w zamku, dwukrotnie przekręciła go w prawą stronę. Drzwi otwarły się na oścież, a przybyłą kobietę serdecznie przywitała ciemność panująca w całym pomieszczeniu. Z ogromną ulgą zdjęła z obolałych stóp buty na wysokim obcasie, po czym przeszła do kuchni. Słysząc odgłos otwierającej się lodówki, pupil kobiety opuścił swój domek, by przywitać się z panią.
- Dzień dobry, Pepe. - przywitała się, delikatnie głaszcząc małą stópkę gryzonia, który różowiutkim noskiem pwąchał palec kobiety. - Jutro się rozstajemy, ale pani wróci i kupi ci, co tylko zechcesz.
Odkrywszy tajemnicę dziwnych dźwięków, chomik wycofał się z powrotem do swojej kryjówki, a kobieta z kieliszkiem wina przeszła do salonu.
Delikatna lampka oświecała niewielki kawałek pokoju. Noelia przesuneła niedoczytaną książkę i zasiadła wygodnie w fotelu, mocząc usta w czerwonym trunku i wracając myślami do minionego spotkania ze swoją przyjaciółką - Hildą, podczas którego omawiały szczegóły zbliżającego się wyjazdu. Choć kobieta darzyła Hildę ogromnym zaufaniem, nawet jej nie zdradziła swojego największego sekretu. Sekretu, który dotyczył wydarzeń sprzed kilku laty.
- Niebawem spełni się moja obietnica... - pomyślała, popijając wino. - Zemszczę się...

Żona Federico niecierpliwie czekała na powrót męża, który nieodbierał telefonu komórkowego. Przeczuwając jego kolejną schadzkę z prostytutką, Sandra zeszła do salonu, gdzie w słabym świetle lampki brat Federico popijał szklaneczkę koniaku.
- Nie umiesz zasnąć, kochana szwagiereczko? - spytał mężczyzna, żartując z jej zdenerwowania. - Znasz dobrze mojego brata, na pewno znów gdzieś zaszył się z podrzędną tanią dziwką.
- Zamknij się, Armando! - rzuciła w jego stronę blondwłosa kobieta. - Żałuję, że zgodziłam się na to, abyś u nas nocował...
- Prawda boli, moja droga? Federico zawsze bawił się wami-kobietami.
- Dość! Nie mam zamiaru dłużej cię słuchać!
- Nie denerwuj się tak, Sandro.
- Z samego rana wynosisz się z mojego domu! - postanowiła, a następnie wróciła na górę, gdzie mieściła się sypialnia jej i jej męża. Wchodząc, kobieta zamknęła za sobą drzwi i przeszła do łazienki odświeżyć twarz. Gdy wróciła zastała w pokoju swojego szwagra, Armando.
- Zdania nie zmienię, więc wracaj do swojej sypialni. - rzuciła chłodno, mijając mężczyznę.
- Powiedz mi, moja droga, po co odgrywasz tą całą scenkę? Oboje dobrze wiemy, że od dawna nie czujesz już nic do mojego brata.
- Co ta samotność z tobą robi, drogi Armando! - rzekła, nie potrafią opanować śmiechu. - Ale dobrze, powiem ci prawdę - tak, nie kocham twojego brata.
- I za to właśnie cię cenię, kochana. Wiesz, kiedy przyznać się do błędu.
- Do jakiego błędu? Ślub z Federico to najlepsza inwestycja w moim życiu! Zawsze pragnęłam życia w luksusie i sam widzisz, marzenia się spełniają. - wyjaśniła.
- Ty cwana suko! - powiedział Armando z pogardą w głosie, po czym złożył na ustach Sandry namiętny pocałunek, którym okazał jak bardzo ją pragnie. Kobieta nie stawiała oporów, nie przerwała pocałunku. Już od pewnego czasu Armando wpadł jej w oko, a ona czekała na odpowiedni moment, by go upolować. Nagle mężczyzna przerwał pocałunek, ale jedynie po to, aby kolejne złożyć na jej odsłoniętej szyji. Ręce Armando zaczęły wędrować po całym ciele kobiety, doprowadzając ją do granic rozkoszy. Nie przerywając kochankowi, Sandra odwróciła się w jego stronę i powoli zaczęła odpinać guziki jego białej eleganckiej koszuli. Będąc półnagim, Armando zsunął z ramion Sandry jedwabną podobkę i całując jej delikatne ramiona, położył ją na świeżą pościel. Oboje mogli dać upust długo tłumionej namiętności i wzajemnemu pożądaniu...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Renzo dnia Wto Lip 28, 2009 1:59 am, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Renzo
Administrator
Administrator



Dołączył: 30 Wrz 2007
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto Sie 11, 2009 23:10 pm    Temat postu:    

Odcinek 17

Było jeszcze wcześnie, prognozy na najbliższe dni były dość optymistyczne: słoneczna i ciepła pogoda, bez kropli deszczu. Renatę, która po kłótni z Claudią obudziło wołanie kolegów, którzy nie marnowali czasu na wylegiwanie się pośród leśnej flory.
- Renata, słonko nasze drogie! - wołał przekonywująco Benito, któremu urwany film podczas wieczorego ogniska rano dodał wigoru. - Pora wstawać!
- Przymknij się, Benito! - jęknęła złowrogo.
- Wstajemy! - oznajmiło Julio, rozsuwając zamek w namiocie Renaty. - Chyba nie będziesz marnować tak wspaniałego dnia na leczenia kaca?
- Claudia już wstała?
- Jeszcze nie, ale chyba połknęła coś mocnego na sen, bo śpi snem zimowym!
Renata nie odpowiedziała nic, a chłopak spojrzał na jej nabrzmiałe piersi i podał dziewczynie rękę.
- Dzięki, poradzę sobie. - odparła markotnie.

Z objęć Morfeusza Noelię wyrwał dźwięk telefonu. Dziewczyna nieprzytomnym wzrokiem spojrzała na zegarek.
- Cholera... - westchnęła, po czym sięgnęła po telefon, na kwadratowym ekranie którego wyświetliło się znane jej dobrze imię HILDA. - Hilda, wiesz która jest godzina?
- Oczywiście, moja droga. Dokładnie ósma dziewięć. - odpowiedział głos w słuchawce. Wiem, że wyjazd mamy dopiero za dwie godziny, ale pojawiły się pewne problemy.
- Jakie znów problemy? Hilda, zaplanowaliśmy ten wyjazd dwa tygodnie temu! - powiedziała Noelia bardziej rozbudzonym głosem. - Nie ma mowy o jakichkolwiek problemach!
- Jasne, ale dzwonił do mnie kilka minut temu Fabian. W nocy okradli mu samochód i teraz jest bez... kół. - wyjaśniła Hilda. Noelia zacisnęła mocno zęby i chowając twarz za poduszką dała upust swoim emocjom. - Noe, błagam! Tylko nie krzycz! To naprawdę nie jest nasza wina, tym bardziej moja! - dodała Hilda, starając się uspokoić przyjaciółkę.
- Dobrze, zatem ile trwać będzie opóźnienie naszego wyjazdu?
- Wydaje mi się, że prędziej niż za tydzień nie ruszymy. - słysząc odpowiedź Hildy, Noelia prędko pożegnała się z przyjaciółką i w mik porozrzucała pościel po całym pokoju, czemu towarzyszył krzyk rozpaczy.
- Przymknij się, wariatko jedna! - zawołała nagle zza ściany starsza sąsiadka dziewczyny, donia Isaura. Kobieta przeżyła nie jedno i nie da sobie przerywać oglądania porannej transmisji ze spotkania Papieża z przedstawicielami jednego z meksykańskich Domów Seniora w Guadalajarze. - Sama nie mieszkasz w tej kamienicy!
- Przysięgam, że zabiję starą krowę! - burknęła pod nosem brunetka.
- Przeklęty pomiot szatana! - brnęła dalej stara Isaura. - Bóg cię ukarze, smarkata ty jedna!
- A szatan poprze... - zaśmiała się Noelia, zagłuszając swym śmiechem lament sąsiadki.

Sen z udziałem Seleny prędko odszedł w niepamięć Marcosa, bowiem zastąpiło go piękne wspomnienie chwil spędzonych u boku ukochanej osoby chłopaka, Emilii. Była to dziewczyna piękna i delikatna, przesiąknięta dobrem. Za to właśnie ją kochał. Po śmierci dziewczyny, Marcos zapragnął zasnąć wiecznym snem i śnić przez całą wieczoność o swojej wielkiej i jedynej miłości, która tak nagle odeszła. Marcos ocknął się nagle, z trudem łapiąc oddech w płuca. Zaniepokojona zachowaniem chłopaka Selena, która właśnie weszła sprawdzić, czy wszystko w porządku, natychmiast zareagowała. Podbiegła do łóżka chłopaka i chwyciła go mocno za ręce.
- Spokojnie, to zaraz minie! - uspokajała go. Faktycznie, po kilku chwilach jego oddech stał się spokojniejszy. Chcąc dowiedzieć się czegoś o swoim bracie i Vanessie oparł się o ścianę, pomagając sobie obolałymi rękoma.
- Gdzie oni są?
- Kto taki? - odparła Selena, dobrze wiedząc, kogo ma na myśli chłopak.
- Nie zgrywaj większej suki niż jesteś! - parsnął Marcos patrząc na kobietę wzrokiem pełnym pogardy. - Gadaj, co zrobiłaś z Calixto i Vanessą!
- Ależ z ciebie parszywy hipokryta, Marcosie! - odparła pewnie Selena. - Myślisz, że nabiorę się na twoją gierkę, jakobyś martwił się o ukochanego braciszka i nowo poznaną sukę? W co ty grasz, mój malutki?
- Wal się, pudernico! - chłopak splunął Selenie wprost na twarz.
- Tak nie będziemy rozmawiać! - powiedziała zdenerwowana Selena, po czym uderzyła Marcosa w gojące się ramię. - Porozmawiamy, gdy ochłoniesz!
- Calixto!!! Vanessa!!! - wołał na całe gardło Marcos. Selena spojrzała rozżalonym wzrokiem na chłopaka i opuściła jego pokój.
Krzyki Marcosa zbudziły leżącego w innym pokoju Calixto. Mężczyzna z trudem orientował się, gdzie się znajduje. Wszystko stałos się takie rozmazane i niewyraźne.
- Vanessa? - powiedział niepewnie, lecz nikt nie odpowiedział. - Vanessa, jesteś tu? - spytał ponownie, lecz znów na daremne. Chcąc zrobić krok w przód, Calixto upadł na twardą zakurzoną podłogę.
- Jak sam widzisz, masz ograniczone pole do popisu. - powiedziała Selena, wchodząc do pomieszczenia.
- Gdzie ja jestem? - spytał rozglądając się w około.
- To niesamowite, że bliźniacy są jak dwie krople wody. Wyglądasz identycznie jak Marcos.
- Gdzie ja jestem? - mężczyzna powtórzył pytanie.
- Poważnie! - dodała Selena, ignorując słowa Calixto. - Mogłabym was pomylić, zero różnicy. Chyba, że coś przeoczyłam... - spoglądając nagle na krocze mężczyzny, który prędko odsunął się od niej.
- Załatwię kilka spraw i zajmę się tobą...
- Wypuść mnie stąd! - zażądał blondyn. Selena nic nie odpowiedziała. Przejechała jedynie palcem po jego ustach i opuściła pomieszczenie.

Pięknie zapowiadając się dzień biwakująca młodzież postanowiła spędzić nad rzeką, która płynęła z pięć minut od obozu młodych. Benito, któremu wigor i energia towarzyszyły od wczesnych godzin rannych wyruszył przodem w celu "zapoznania się" z terenem. Innymi słowy mówiąc sprawdzić, czego mogą się spodziewać na miejscu.
Zaniepokojona brakiem oznak życia przyjaciółki, Renata postanowiła sprawdzić, czy wszystko z Claudią w porządku.
- To ja, Renata. - powiedziała, bojąc się reakcji dziewczyny. W końcu podczas ostatniej rozmowy cudem uniknęła śmierci. - Claudia, wszystko w porządku? - spytała ponownie, lecz i tym razem nie otrzymała odpowiedzi. Zaniepokojona brunetka rozsunęła zamek namiotu Claudii, w środku którego nie było ani właścicielki, ani jej rzeczy, prócz pozostawionego na środku noża, którym groziła jej po kłótni o Julio.
- Śpiąca królewna już wstała? - spytał Julio, który znienacka pojawił się przed namiotem.
- Claudia zniknęła. - odpowiedziała szorstko Renata. - I to twoja wina!
- No na pewno! - chłopak machnął ręką, odwracając się od dziewczyny.
- Nie powiesz mi, że to moja wina?!
- Renata, wszyscy byliśmy pijani! - odparł Julio, obejmując Renatę. - Spójrz na to z innej strony....
- Co takiego?! Julio, Claudia jest moją przyjaciółką!
- No i co z tego? Teraz jesteśmy sami, Benito i Claudia są daleko...
- Julio! - zawołała Renata, próbując uwolnić się z objęć chłopaka.
- Wiem, że masz na mnie ochotę. Świetnie, bo ja na ciebie też... - dodał Julio, całując Renatę po szyji.
- Puść mnie! Ratunku! - Julio jednak zgnorował wołanie dziewczyny i dotykał ją po całym ciele. Przerażona zamiarami chłopaka, Renata zamachnęła się ręką i uderzyła Julio łokciem prosto w twarz tak, że chłopak aż upadł na ziemię.
- Suka.. widzę, że lubisz ostry seks! - stwierdził, podnosząc się z ziemi. - W porządku.... - po czym wymierzył dziewczynie serię siarczystych policzków. Z kącików ust Renaty zaczęły spływać stróżki krwi. Ciosy wymierzone przez Julio znacznie ją osłabiły, więc chłopak sprawnym ruchem powalił ją na ziemię i przyparł ją do ziemi swoim ciałem. Była tylko jego, teraz mógł dać upust swojemu podnieceniu. Julio rozpiął rozporek swoich spodni i podniósł spódniczkę dziewczyny. Z jednej strony Renata pragnęła tego od kiedy tylko zobaczyła Julio, jednak zniknięcie Claudii było ważniejsze niż seks ze szkolnym playboyem. Renata próbowała się wydostać spod ciężaru Julio, jednak każdy ruch sprawiał jej ból.
- Julio, błagam nie teraz! - dziewczyna po raz kolejny próbowała wyrwać się z jego uścisku. - Nie!!! - zawołała zdecydowanie i wbiła pozostawiony przez Claudię nóż w plecy Julio. W pewnym momencie jego wzrok zatrzymał się na oczach Renaty. W jednej chwili wszystkie siły opuściły ciało chłopaka. Brunetka odepchnęła go na bok. Mimo rany na plecach, Julio ostatkiem sił podniósł się, chcąc ukarać Renatę, lecz dziewczyna pogrążona w amoku stanęła za nim i pewnym ruchem wyszarpnęła nóż, który utkwił w jego plecach.
- Jesteś dziwką! - rzucił w stronę Renaty. - Zawsze nią byłaś!
- Zamknij się, gnoju!
- Benito i tak mnie znajdzie i rozpowie jaka z ciebie suka!
- Zamknij się! - zawołała dziewczyna, a następnie rzuciła się z zakrwawionym nożem na rannego Julio i zadała mu cios w klatkę piersiową. Dźgała na oślep, nie liczyła zamachów. Krew trysnęła na wszystkie strony, również na samą zabójczynię.
- Suka... - powiedział słabym głosem umierający Julio, po czym wydał ostatnie tchnienie. Ubrudzona krwią Renata klęczała przez chwilę nad ciałej chłopaka, trzymając w prawej dłoni ociekający krwią nóż. W jednej chwili dziewczynę opuściły wszystkie ludzkie odczucia. Nie czuła niczego, nawet przerażenia, że zabiła człowieka. "Benito rozpowie jaka z ciebie suka!" - ciągle słyszała w swoich uszach ostatnie słowa Julio. Benito na pewno znajdzie ciało przyjaciela i wyda ją policji. A jeśli Claudia nie wróciła do miasta i to ona znajdzie Julio?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Renzo dnia Śro Sie 12, 2009 1:17 am, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Renzo
Administrator
Administrator



Dołączył: 30 Wrz 2007
Posty: 234
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto Lut 02, 2010 3:09 am    Temat postu:    

Odcinek 18

Ciemnowłosa dziewczyna klęczała nad ciałem niedoszłego gwałciciela przez kilka chwil. W jej głowie zapanował chaos. Dobre oblicze radziło zawiadomienie policji, z kolei zła strona Renaty podpowiadała jej ukrycie ciała Julio oraz pozbycie się Benito i Claudii, chciaciaż dziewczyna pewnie jest już w połowie drogi do domu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora                        
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Witamy na forum Twojej telenoweli! Strona Główna -> El Incidente - Zdarzenie Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach